W sobotni, majowy (20-21/05/2016) dzień stado klubowych świnek morskich opuściło bezpieczną, miejską kryjówkę i pognało do Szczeliny Wojcieszowskiej. Po co? Zapewne po emocje, żeby zatęsknić za codziennością i na chwilę zniknąć z powierzchni Ziemi. A dla nas była to okazja do odświeżenia technik linowych bez wzroku płci męskiej.
Zgodnie z planem o godz. 10.30 odbyłyśmy w kamieniołomie szybkie szkolenie BHP z miłym i wysoce zainteresowanym naszą, babską akcją panem. Przebrałyśmy się w pobliżu samochodu, wiadomo – aby nie nosić zbędnych rzeczy. W ruch poszły torebeczki, torebki, worki pełne sprzętu, spinek do włosów, butów na wysokim obcasie oraz takich tam kobiecych akcesoriów niezbędnych do zrobienia przejścia. Po godz. 11 pierwsza z nas zjechała do otworu. Rozpoczynamy!!!
Przy zjeździe wiatr niósł informację, na szczęście donikąd, że zabrane liny nie nadają się do niczego, bo blokują rolkę i shunta nie można wpiąć. Pisząc delikatnie. No złe liny… Dalej było już tylko lepiej. Dziewczyny świetnie zaporęczowały jaskinie. Nawet w słynnym zacisku pipie pipie poszło zgrabnie. Jak to mówią na dno szybko można się stoczyć. W przerwach nie obyło się bez kobiecych pogawędek o lumenach i czołówkach, kablach, dzieciach i skarpetach. Zachęcam, tych którzy jeszcze nie byli w tej dziurze, warto odwiedzić Szczelinę, bo zjazd po ślicznych naciekach w Studni z Kaskadami robi wrażenie. Po ok. 3 godzinach akcji wszystkie szczęśliwie dotarłyśmy do partii Biało-Czerwonych. Kasia namawiała nas żebyśmy zeszły jeszcze metr, na szczęście Przepiórka poczęstowała ją czekoladą dodając „zjedz bo zaczynasz strasznie gwiazdorzyć”. Tym śmiesznym akcentem rozpoczęłyśmy odwrót. Kto wlazł musi wyjść, tym razem bez pomocy grawitacji. Co wydarzyło się w drodze na powierzchnie? Otóż: zacięcie crolla, pipa pipa nie puszcza, szpeje ciężkie, wody brak. Techniki jaskiniowe dla kobiet- tego nie uczą nawet na kursie SGW a jest co opisywać: transport szpeja przez zacisk (2 osoby), szpeje na pierwszym trawersie (zrzucone na dno bo za ciężkie), transport szpeja przez kolejny trawers (3 osoby plus wpięcie wora w węzeł i przeciąganie na drugą stronę). Słaba płeć? Ale i tak dałyśmy rade!
Przyznam, że przyjemnie było znaleźć się znów na trawie. Nawet wszechobecny w kamieniołomie pył był miły i nie przeszkadzał. Potem było już tylko piwko i pyszny obiad z dzika. Część ekipy wróciła do Wrocławia a reszta została w gościach u Bobrów. Jedno jest pewne trzeba to będzie powtórzyć z inną jaskinią.
Udział brały: Dagmara (kierownik wyjścia), Marta, Ewa, Kasia, Dominika.
Relacja: Dominika Wierzbicka