Hoher Goll 2013

Dodał Ewelina Raczyńska, 20 sierpnia 2013 Kategorie: Aktualności, Działalność, Działalność zagraniczna, Ważne Komentarze: 1
Hoher Goll 2013

W terminie 30.06 – 20.07.2013 odbyła się kolejna wyprawa, w masyw Hoher Göll, w której czynny udział wziął członek naszego klubu ( Paweł Mazurek ). Wyjazd ponownie odbył się pod szyldem Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego. Wyprawa miała jednak charakter międzyklubowy, ponieważ ogółem wzięło w niej udział 11 osób, z sześciu klubów zrzeszonych w PZA.

„W tym roku, bazę wyprawy stanowiła tzw. Zakrystia – nyża skalna pośrodku ściany na wysokości ok. 1800 m. Działalność wyprawy koncentrowała się na dwóch obiektach: Gruberhornhöhle (1336/29) oraz Gamsstieghöhle (1336/48). Obydwie te jaskinie zostały odkryte przez grotołazów austriackich w latach ’60. Poszukiwaliśmy w nich nowych możliwości, ale najbardziej interesowała nas perspektywa połączenia Gruberhornhöhle z systemem jaskiniowym Hochscharte – którym to zajmowaliśmy się przez ostatnie kilkanaście lat. Brakuje w linii prostej może 30, a może 80 m – wszystko zależy od tego, jak spojrzeć na pomiary, które prowadzone były przez kilka pokoleń i paroma różnymi generacjami sprzętu.

W sali Oaza (ok. -550 m) założyliśmy biwak, podobnie jak miało to miejsce przeszło 40 lat temu. Udało się nam zlokalizować jedno interesujące miejsce z przewiewem. Po przekopaniu ciasnego przełazu, odkryliśmy ok. 120 metrów korytarzy, generalnie zmierzających w dobrym kierunku, ale cały czas nie łączących się z Kammerschartenhöhle. Na szczęście, ich kontynuacja nie jest całkowicie wykluczona. Zbadaliśmy również w jaskini kilka problemów pozostawionych „w starych czasach”. Około 20-metrową wspinaczką do okna osiągnęliśmy zupełnie nową Salę Moniki o wymiarach ok. 18 x 40 x 30 m (sz x dł x wys), niestety przechodzącą w ślepą studnię. Wahadło do innego okna doprowadziło nas za to do Sali Groszka i 45-metrowej studni z mokrą odnogą, ciągle jeszcze czekającą na sprawdzenie.

Najciekawsze odkrycia wyprawy miały jednak miejsce w Gamsstieghöhle. Tam, na głębokości ok. -110 m odkrywcy jaskini pozostawili niesprawdzony, wiejący meander. Ciasna, 85-metrowej długości „Zemsta Klappachera” doprowadziła nad 52-metrowej głębokości studnię o średnicy ok. 4 – 6 m. Z jej dna, będącego zawaliskiem osadzonym na zaklinowanych w meandrze blokach, prowadzi zjazd do kolejnej, obszernej próżni, której nie zdążyliśmy już zaporęczować. Cały czas wieje mocno.


Sala Moniki

Wszystkie jaskinie musieliśmy zaporęczować od nowa, w zdecydowanej większości przypadków osadzając nowe punkty asekuracyjne. Ogółem, wykorzystaliśmy na wyprawie ok. 1.4 km liny oraz ok. 120 kotew. Samo dojście do Gamsstieghöhle po powierzchni wymagało rozwieszenia ok. 150 m poręczówek. Dojście na bazę wyprawy jest jeszcze bardziej wymagające, niż na nasz poprzedni obóz na Hochscharte. Transport sprzętu oraz uczestników na początku wyprawy odbył się przy wykorzystaniu śmigłowca. Gdyby nie to, wspominiane odkrycia nie byłyby możliwe w ciągu 3 tygodni trwania wyprawy, przy tak nielicznym i malejącym z tygodnia na tydzień składzie.

W czasie trwania wyprawy odkryto oraz skartowano łącznie 587 m korytarzy. Udział wzięli: Piotr Stelmach, Amadeusz Lisiecki, Michał Macioszczyk, Marcin Gorzelańczyk, Jakub Kujawski z Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego; Mateusz Golicz (kierownik wyprawy) i Michał Wyciślik z RKG „Nocek”; Tomasz Olczak ze Speleoklubu Łódzkiego; Paweł Mazurek z Sekcji Grotołazów Wrocław; Kazimierz Szych ze Speleoklubu Tatrzańskiego; Miłosz Dryjański z KKS. W transporcie sprzętu pomiędzy obozami pomogli także bezpośrednio przed wyprawą Mirosław Latacz i Agata Maślanka z AKG AGH, za co serdecznie dziękujemy.”

Dziękuję również Mateuszowi Goliczowi za udostępnienie zdjęć oraz powyższego sprawozdania .

 

Paweł Mazurek

 

Obóz tatrzański Lipiec 2013

Dodał Ewelina Raczyńska, 15 lipca 2013 Kategorie: Bez kategorii, Działalność, Działalność szkoleniowa, Ważne Brak komentarzy
Obóz tatrzański Lipiec 2013

Był deszczowy sobotni wieczór jak dojechaliśmy do Truchanówki w Zakopanem. Część osób w pokoju zwanym Trolownią (po kilku dniach bagienna woń wypełniła pokój, stąd zapewne nazwa) już żwawo worowała liny, przygotowując się na pierwszą wyprawę w tatrzańskie dziury, gdzie każdy chociaż raz miał obowiązek zaplanować akcję, poręczować i zdeporęczować drogę w jaskini. Z planami w rękach liczyliśmy więc dokładnie karabinki i długość lin potrzebnych na wykonanie akcji. Kiedy każdy z trzech zespołów był już gotowy, łyczek piwka lub czegoś mocniejszego, coś na ząb i spać. Rano pobudka około 6tej rano, każda grupa zwarta i gotowa ruszyła w drogę ze swoim instruktorem.

Pierwszego dnia pogoda w Tatrach nas nie rozpieszczała, padało i po błotnistych szlakach niełatwo było iść, ale daliśmy radę, bo kto jak nie my żądni przygód kursanci. Jak zazwyczaj na poprzednich wyjazdach byliśmy w pełni sił, żeby gadać i śpiewać, sącząc procentowe napoje do rana, tak tym razem niemal każdy zmęczony i brudny po powrocie, marzył tylko o ciepłym prysznicu i łóżku. Tylko niezmordowani instruktorzy siedzieli do późnych godzin nocnych snując opowieści o eksploracjach i innych ekscesach.

W poniedziałek ?Dzień Świstaka?… Znowu pobudka wcześnie rano, podejście pod górę, żeby później zjechać kilkaset metrów w dół wielkimi (jak dla nas kursantów) studniami, podziwianie ogromnych podziemnych przestrzeni, żeby na koniec wrócić po linach w górę, zejść z gór i wrócić do bazy przed godziną alarmową. We wtorek chwila regeneracji na szkoleniu z miłym panem z TPN-u o tym co nam wolno, a czego nie oraz garść ciekawych informacji o Tatrach i topografii. Potem laba, a że pogoda wyjątkowo nam dopisała to każdy korzystał jak miał ochotę z wolnego czasu, część relaksowała się w promieniach słonecznych na terenie parku, a część z nas zajęła się praniem ubrań6 i suszeniem kombinezonów. Wieczorem piwko, grill i luźne pogawędki i oczywiście szykowanie lin i sprzętów na kolejną akcję. Znów trzy dzielne drużyny zmierzały na kolejny podbój Hadesu.

Pogoda była piękna chociaż upał przy wchodzeniu pod górę trochę dokuczał. Obładowani jedzeniem, szpejami, szliśmy w karawanie niczym wielbłądy. Jedna z grup zabrała nawet gitarę i w jaskini pod Wantą miał miejsce koncert unplugged Urban & Company pod batutą Krzysztofa Furgała. Przygoda i doznania niesamowite! A rano znów to samo, ale dzielnie zmobilizowaliśmy się i ruszyliśmy naprzód. Po wyjściu z dziury gdzieś w oddali ciemne chmury straszyły burzą, więc czym prędzej zaczęliśmy schodzić w dół.

W piątek rano kolejna i ostatnia już na tym wyjeździe akcja. Najpierw powoli jak żółw ociężale ruszyła drużyna po skale ospale – tak można by opisać piątkowy poranek w dużym skrócie, ale aż tak źle nie było, determinacja i bliskość celu czyli przejście pięciu jaskiń dodała energii i pomimo bólu tu i ówdzie dzielni kursanci ze swoimi kapitanami na czele wieczorem wrócili z tarczą, a nie na tarczy, mogąc wypowiedzieć słowa Veni,Vidi, Vici.

Następna taka akcja zimą, oby też wszystko poszło tak sprawnie i wesoło.

Kursanci

Tajlandia luty 2013

Dodał wojtek, 30 marca 2013 Kategorie: Działalność zagraniczna, Ważne Brak komentarzy
Tajlandia luty 2013

Pomysł wyjazdu wspinaczkowego do Tajlandii zrodził się w głowie Marcina jakieś dwa lata temu. Osobiście nie byłem entuzjastą tego kierunku, głownie z powodu klimatu. Poprzednie moje pobyty ?w tym rejonie świata, nominalnie związane z działalnością jaskiniową wspominałem z mieszanymi uczuciami. Oczywiście jaskinie tropików, szczególnie te na Borneo były imponujące, ale ten upał, duchota, każdy większy wysiłek okupiony palpitacją serca no i azjatyckie żarcie którego fanem nie jestem ( z wyjątkiem chińskich zupek ;). Jednak czas zaciera złe wspomnienia a i z wiekiem człek jakby bardziej ciepłolubny.

Koniec końców, piątego lutego ruszamy. Praga – Dubai- Bangkok (noc na Khao ?San), potem Krabi, gdzie lotnisko jest w jakimś szczerym polu z paręnaście kilometrów od najbliższego portu. Tutaj uwaga, Krabi to nazwa prowincji, głównego miasta oraz półwyspu -Tajlandzkiej mekki wspinania na który można się dostać tylko łodzią. Trochę zakręceni podróżą, już pod wieczór lądujemy na jednej z czterech plaż półwyspu, tej najbardziej kultowej dla wspinaczy ?i innej podobnej swołoczy – Tonsai. Krzony, małpy, zaduch i komary. Trzcinowe bungalowy, knajpki na plaży, dziwne towarzystwo z całego świata pełen luzik. Mimo, że to kraj wyjątkowo restrykcyjnie traktujący pewne używki, zapach zioła wieczorami jest wszechobecny.

Co do wspinania, jest możliwe, skały są fantastyczne – ale po pierwsze, tylko w cieniu i najlepiej z rana, po drugie można liczyć na bryzę od morza, nam nie było dane. Trzeba czasu na aklimatyzację, podczas wspinaczek pot lał się strumieniami, dodatkowo dopadały nas na zmianę różne tak charakterystyczne na takich wyjazdach dolegliwości.

Po kilku dniach męczarni, popłynęliśmy na wyspę Phi Phi, leży ona jakąś godzinę promem z półwyspu, mniej więcej na środku sporej zatoki morskiej usianej dziesiątkami mniejszych ?i większych wysepek przeważnie skalistych, miejscami z pięknymi plażami w tzw. ładnych okolicznościach przyrody. Tam było już nieco lepiej, nie tyle chłodniej co jakoś przewiewniej. Znowu się wspinamy, pływamy kajaczkiem, nurkujemy do rybek na rafach. To bardzo turystyczne miejsce ?z wszystkimi konsekwencjami tego faktu.

Pojawia się znużenie, dojrzewamy do wyjazdu, cel to północ Tajlandii, okolice miasta Chiang Mai gdzie od niedawna rozwija się rejon wspinaczkowy Crazy Horse. Po perypetiach podróży powrotnej do Bangkoku (statek, bus i dwa autobusy) dalszą drogę odbywamy samolotem. Kupując bilet na lotnisku siłą rzeczy korzystamy z najtańszych linii, dzięki temu poznajemy historię lotnictwa na pokładzie dość zabytkowej maszyny, mimo pewnych obaw kierujemy się statystyką i po godzince lądujemy szczęśliwie w Chiang Mai. Miasto wita nas lekko zachmurzonym niebem i zauważalnie niższą temperaturą – to znaczy nie większą niż 30°C, jesteśmy prawie 1500 km na północ od Krabi, dookoła zalesione góry, jakieś takie jesienne z wyglądu, no ale jest zima. Po krótkim błąkaniu się z plecakami w poszukiwaniu hoteliku, trafiamy nas dość znośną bazę, pokoik z łazienką, klimą i telewizorkiem w opcji wi-fi za 25 zł. na pysk. Pierwsze spostrzeżenie, jest tu taniej niż na południu, spokojniej a dodatkowo okazuje się że 100 metrów dalej jest siedziba miejscowego klubu wspinaczkowo-jaskiniowego. Ten klub to taka bardziej komercyjna agencja, nastawiona na turystów szukających ?extremalnych? doznań, ale organizują dojazd z piciem i żarciem pod skały za niewielkie pieniądze a to nam bardzo pasuje. Choć miejscowość wydaje się spokojnym miasteczkiem (700 tys.) to widać jak mocno nastawia się na turystykę, główna oferta to okoliczne parki narodowe, rezerwaty słoni czy jakiś tygrysów, wycieczki do ?dzikich?, plemion górskich, czy podobna cepelia. My oczywiście monotematycznie, tylko wspin.

W dniu restu odwiedzamy jakieś wodospady, popularne wśród miejscowych miejsce piknikowe, kaskady, bambusowe leżanki nad strumieniem i piwko .Jesteśmy tutaj jedynymi białasami. Dzień mija. Wracając do tematu wspinania, skały Crazy Horse to takie jakby ich Sokoliki, tylko że wapienne no i trochę większe. Ogólnie rewelacja, każda kolejna robiona przez nas droga wydaje się wyjątkowa, asekuracja- ubezpieczone wszystko jak w najlepszych ogródkach Francji. No i bonus, pagóry kryją w sobie ogromne pieczary doświetlane przez liczne studnie i okna, tam też są drogi nawet trzy wyciągowe. Wspinaczka w takiej scenerii to rzadkość. Robimy w sumie ok. 50 dróg od 5b do 6c( jedna 7a AF). Można było więcej, trudniej, jest pewien niedosyt. Gdyby być dłużej – gdyby. Wracamy.

Jeszcze raz Bangkok, męcząca upiorna Khao San, szwendanie po świątyniach (Marcin zalicza Leżącego Budde, największy podobno posąg w kraju). Wieczór ostatni to święto, a jak święto to prohibicja. Ostatkiem woli, człapiąc ulicami trafiamy na dziwnie gwarny lokal? jest! Ukradkiem w papierowych kubkach jak do coca-coli podają piwo. Reszta powrotu to lotniskowa epopeja, po prawie dwóch dobach jesteśmy we Wrocku. ?Dla zainteresowanych: koszty wszystkich przelotów ok. 2700, nasze noclegi średnio 25 -60 zł za noc, piwo 5-14 zł. za 0,6 l, żarcie – tam się nie je (ale chyba tanio), tak 20zł powinno na dzień wystarczyć.

Męczyli się w Tajlandii Marek Freus & Marcin Przybyszewski, czyli Nutella Team.

Wojcieszów 16-17 marca 2013

Dodał wojtek, 29 marca 2013 Kategorie: Działalność szkoleniowa, Ważne Brak komentarzy
Wojcieszów 16-17 marca 2013

Na wiadomość, że na trzeci wyjazd kursowy wybieramy się po raz kolejny do Wojcieszowa, od razu pojawiły się uśmiechy na naszych twarzach. Po ostatnim wyjeździe kursanci bardzo polubili to miejsce ze względu na dużą ilość jaskiń w okolicy, no i Dziuśkowa Chata okazała się bardzo przytulna. Lecz tym razem nie dane nam było chodzić po jaskiniach. Instruktorzy przygotowali dla nas dwa dni ćwiczeń na linach. Nie byliśmy tym szczególnie zachwyceni bo ani tam ciasno, mokro ani brudno tak jak w jaskini, no ale cel był jasno określony – mieliśmy nauczyć się poręczować.

Standardowo najgorliwsi kursanci przybyli już w piątek i tak jak ostatnio udało się nam nie zaspać na sobotnie zajęcia. Widać poranne wstawanie weszło już nam w krew. W sobotę pogoda nam dopisała, bezchmurne niebo, słońce i delikatny mróz sprawiły, że z przyjemnością ruszyliśmy do kamieniołomu. Tutaj nasi ukochani instruktorzy przygotowali dla nas cztery trasy, którymi mieliśmy zejść, a następnie zdeporęczować i zaporęczować od nowa. Na wytrwałych czekało na dole ognisko i kiełbasa, co skutecznie łagodziło opór kursantów w chodzeniu po linach. Po powrocie do bazy instruktorzy przygotowali dla nas ćwiczenia w wiązaniu węzłów. Wiązanie węzłów zainteresowało nas tak bardzo, że zeszło nam na tym z dobre 3 godziny.

Pogoda w niedzielę nadal była niezła, ale niestety pojawił się porywisty, mroźny wiatr co sprawiło, że do kamieniołomu wyruszyli najwytrwalsi. Zadanie to samo co dzień wcześniej tylko, że w ramach urozmaicenia na ścianie pojawił się trawers. Tym razem kursanci ochoczo ruszyli na skałę i dzielnie na niej wytrwali pomimo targającego wiatru. Było nas tylko ośmiu, więc morale było dużo wyższe niż dzień wcześniej i mogliśmy liczyć na wzajemną pomoc. Wisząc na linach i przekrzykując wiatr udzielaliśmy sobie nawzajem cennych wskazówek, co niejednemu z nas pomogło pokonać trasę dużo szybciej. Niedzielne zajęcia skończyliśmy nieco wcześniej, ponieważ czekało nas jeszcze sprzątanie bazy.

Jak zwykle ze smutkiem opuszczaliśmy Wojcieszów, ale na szczęście nie trwał on długo bo już czekamy na następne zajęcia, które odbędą się na Jurze!

Wojcieszów 2013

Dodał wojtek, 11 marca 2013 Kategorie: Działalność szkoleniowa, Ważne Brak komentarzy
Wojcieszów 2013

Wszyscy kursanci z niecierpliwością czekali na swoją pierwszą akcję jaskiniową. Tak wielką, że co niektórzy do Wojcieszowa przybyli już w piątek i racząc się rozgrzewającymi trunkami i opowieściami instruktorów o lokalnych jaskiniach, oczekiwali sobotniego poranka w siedzibie Speleoklubu „Bobry” Żagań. Tym razem piątkowa ekipa nie zawiodła i nie zaspaliśmy. Wprowadzając w niemałe zdumienie pozostałych kursantów, kiedy to w sobotni ranek przywitaliśmy ich w drzwiach o umówionej godzinie. Zaskoczyli nas także instruktorzy, przygotowując dla nas wyjście do Szczeliny Wojcieszowskiej, która to do łatwych jaskiń nie należy. Jak się później okazało byliśmy pierwszymi kursantami, których tam zabrali. Czytaj dalej

Manewry w Marianówce 2013

Dodał wojtek, 3 lutego 2013 Kategorie: Działalność szkoleniowa, Ważne Brak komentarzy
Manewry w Marianówce 2013

Z utęsknieniem doczekaliśmy się naszych pierwszych zajęć praktycznych, w terenie. Aby nie zaspać na sobotnie zajęcia, niektórzy z nas zjawili się na miejscu już dzień wcześniej, ale na zajęcia i tak…zaspaliśmy. Podyktowane było to ważnymi elementami szkolenia tj.: kurs szklenia szyb kominkowych, zbieranie chrustu w lesie i nauką rozpalania ognia. Czytaj dalej

Galeria zdjęć z wyspy Lanzarote

Dodał wojtek, 3 lutego 2013 Kategorie: Działalność zagraniczna, Ważne Brak komentarzy
Galeria zdjęć z wyspy Lanzarote

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z wyspy Lanzarote – jednej z 7 głównych wysp wchodzących w skład archipelagu Wysp Kanaryjskich. Zdjęcia są autorstwa Janusza Rabka. Czytaj dalej

Zmarł Zbyszek Kurpios

Dodał wojtek, 18 stycznia 2013 Kategorie: Aktualności, Ważne Komentarze: 1
Zmarł Zbyszek Kurpios

Z przykrością informujemy że 17 stycznia 2013r. po ciężkiej chorobie zmarł Zbyszek Kurpios. Uroczystości pogrzebowe odbędą się na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu, we wtorek 22.01.2013 o godzinie 13.20.
Czytaj dalej

Kilometr w weekend – Jaskinia Niedźwiedzia

Dodał marek, 18 stycznia 2013 Kategorie: Działalność krajowa, Ważne Brak komentarzy
Kilometr w weekend – Jaskinia Niedźwiedzia

Od odkrycia Sali Mastodonta, którego dokonaliśmy 2.05 tego roku minęło trochę czasu, tak że zdążyliśmy nieco ochłonąć i przyzwyczaić się do nowego oblicza Jaskini Niedźwiedziej. W trakcie kilkunastu kolejnych wejść, które odbywały się praktycznie co weekend w sobotę i niedzielę wykonywaliśmy pomiary nowoodkrytej sali oraz dokumentację fotograficzną. Szybko stało się jasne, że taka olbrzymia podziemna pustka nie wzięła się sama z siebie i kontynuując eksploracje powinniśmy odkryć kolejne korytarze.

Czytaj dalej

Jaskinia Niedźwiedzia z nową salą

Dodał marek, 31 maja 2012 Kategorie: Działalność, Działalność krajowa, Ważne Brak komentarzy
Jaskinia Niedźwiedzia z nową salą

Działając na mocy zezwolenia wydanego przez Regionalną Dyrekcje Ochrony Środowiska we Wrocławiu członkowie Sekcji Grotołazów Wrocław oraz Sekcji Speleologicznej „Niedźwiedzie” dokonali odkrycia nowych partii Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie. Czytaj dalej