Tym razem spotkaliśmy się we wsi Jerzmanowice, nieopodal Słonecznych Skał, jak później się okazało jest to bardzo trafna nazwa. Po szybkim „ogarnięciu” sprzętu ruszyliśmy pod skałę. Gdy udało nam się znaleźć kawałek cienia, rzuciliśmy plecaki i rozpoczęliśmy zajęcia.
Na początek dowiedzieliśmy się jak poprawnie założyć uprząż wspinaczkową i dopasować kask. Po przyswojeniu tych podstawowych informacji rozpoczęliśmy naukę asekuracji z użyciem kubków lub półwyblinki. Kiedy wszyscy kursanci przeciągnęli 300 metrów liny, mogliśmy wreszcie ruszyć się wspinać. Pod koniec pierwszej drogi okazało się, że ilość przygotowanych przeze mnie karabinków i ekspresów była niewystarczająca, jednakże nim zdążyłem się obrócić, ekspresy wraz z instruktorem (tę rolę w pierwsze dwa dni pełniła Agnieszka) czekały na mnie pod koniec drogi. Następnie budowa górnego stanowiska z widokiem na Jerzmanowice i okolicę… Aż się chciało krzyknąć: „Magda! Nie idź tak szybko, posiedzę tutaj jeszcze sobie i pooglądam widoki”. Jednak komendy to komendy, a i słońce nie odpuszczało przez cały wyjazd.
Kiedy partner wspinaczkowy doszedł do górnego stanowiska – mogliśmy zjeżdżać – tym razem bez użycia rolki i shunta, a z blokerem i kubkiem. Tego dnia nadal uczyliśmy się jak budować poszczególne stanowiska oraz jak przepinać się do zjazdu.
Drugiego dnia rozpoczęliśmy od drogi o trudności IV, gdzie wspinaliśmy się na własnej asekuracji ze wsparciem batinoxów. Do tego dnia nie myślałem, że potrafię i mogę zaufać włożonej przeze mnie kości – nie ufałem – ale jaki można mieć wybór podczas spadania ze ściany? Po zawiśnięciu na linie i odetchnięciu spojrzałem w górę i uświadomiłem sobie, że wiszę na włożonej przeze mnie kości.
Po skończeniu trudniejszych dróg wróciliśmy do łatwiejszych, aby utrwalić sobie zjazdy i zakładanie stanowisk, jak również odblokowanie kubka przy górnej asekuracji. Kiedy ostatnia para zjechała ze ściany, instruktor zakończył zajęcia w Jerzmanowicach, a my mogliśmy się zapakować i pojechać do Rzędkowic na „drugi etap” zajęć, które prowadził Prezes naszej kochanej Sekcji, Mirek.
W sobotę spotkaliśmy się na parkingu nieopodal skałek. Następnie po szybkim przypomnieniu zasad umieszczania kości w skale mogliśmy sklarować linę i pójść się wspinać – tym razem z założeniem stanowiska pośredniego. Po zjeździe, aby trochę odetchnąć w cieniu, nauczyliśmy się jak zakładać wędkę na stanowisku.
Wieczorem udaliśmy się na odpoczynek nad zbiornikiem retencyjnym, gdzie rozpaliliśmy ognisko, a odważniejsi wskoczyli do wody.
Następnego dnia wyruszyliśmy w poszukiwaniu zacienionych dróg na skale Apteka. Między kolejnymi drogami mogliśmy wyruszyć na trudną eksplorację okolicznych grot, w których najprawdopodobniej miała miejsce eksploatacja szpatu.
Po szybkim skompletowaniu sprzętu i sprawdzeniu czy niczego nie zgubiliśmy, ruszyliśmy w kierunku parkingu, a następnie kierunek obiadek (bo przecież nie można jechać na głodnego) i wreszcie do domu 🙂
Było to kilka dni bardzo owocnej pracy, ale jak to w sekcji bywa, nie zabrakło również żartów i uśmiechu.
Maciej Maciejewski