W dniach 26.02 -5.03. 2006 r. wyskoczyliśmy z ?Chlebem? do Norwegii. Dla niego to już tradycja – był tu parokrotnie w poprzednich sezonach wspinając się po lodospadach okolic Rjukan. Tereny tutejsze obfitują w niezliczoną ilość wszelakich sopli, co pozwala za każdym razem robić coś nowego.
Całkiem możliwe, że w krzaczorach czają się kaskadki jeszcze nie łojone. Do kompletu – towarzyszyli nam dwaj górale sowiogórscy, Andrzej i Sławek. Po dotarciu na miejsce i krótkiej drzemce, ruszyliśmy w bój. Mimo dokuczającego ciągłego opadu – śniegu oczywiście – padło kilkanaście dróg, maksymalnie do 100-metrów o trudnościach 4 – 5. Dłuższe w tych okolicznościach przyrody kosztowałyby zbyt wiele sił, a byliśmy na wakacjach. Śnieg do pasa prezentował się malowniczo, krople moczu na jego nieskazitelnej bieli raniły dusze – było to przyczyną rozterek jak i uciążliwości, które owocowały drobnymi przygodami. Pierwszy osadzenie śruby w lodzie testował Andrzej – korzystając z grawitacji udowodnił jej przydatność. Drugi – Marcin swoim zwyczajem ?bez orientu? odpalił 15 metrów z podwójnym fikołem zostawiając dziabki na póle. Szczęśliwie teren krzaczasto – lodowy z wystającymi tu i ówdzie gazrurkami pozwolił umknąć z opresji i wyleźć z wąwozu na skarpę, gdzie w czasie wojny stała zbombardowana przez aliantów fabryka ciężkiej wody. Tak na marginesie to doskonały temat dla naszych złomiarzy ? dolinę i jej przepaściste ściany zalegają tony żelastwa z rozwalonych instalacji w dużej części z nierdzewki . W trakcie pobytu widzieliśmy popisy mistrzów drajciula łojących jakieś przewisy urozmaicone soplami. W górnej części kanionu ? płytszej, ale bardziej przewieszonej tłumy jak w naszych skałkach – większość wędkujących. Byliśmy też świadkami efektownego ślizgu w wykonaniu dzielnego syna Albionu – poleciał 40 metrów ( jedna śruba na wyciągu ) mijając partnera na stanie i wspinających się obok naszych kolegów – podobno miał duże oczy.
Tyle byłoby o wspinaniu? Aktualnie najprościej i najszybciej w te okolice dojechać autostradą przez Niemcy do Stralssundu, dalej promem ( ok. 3 godz. ) do Trelleborga, a potem na Oslo. Przed Oslo tunelem pod fjordem do Kongsbergu i dalej na Rjukan. Spaliśmy na kampingu nad jeziorem ok. 25 km.od centrum miasteczka Rjukan. Warunki jak na nasze standardy super – ciepełko, sauna, solarium, podgrzewane kafelki i inne duperelki. Mógłbym tak mieszkać na stałe ? kultura: my sami na kampingu, a cieć codziennie traktorkiem odśnieża alejki. W samym Rjukan też jest camp, a w okolicy pełno domków dla turystów i narciarzy – w końcu to kraina telemarku. Jednak polecam nasze miejsce w szerokiej dolinie nad wodą ( nie zamarza ), jest tu trochę taniej, spokojniej i świeci słońce ( Rjukan leży w głębokiej dolinie, gdzie o tej porze roku słońce prawie się nie pojawia ). Podaję namiary: Sandviken Camping N-3650 Tinn, tel: +47 35098173.Więcej o tych okolicach pisał swego czasu ?Spryciula? – powinno to jeszcze krążyć w internecie. Koszty naszego wyjazdu na trasie z Wrocka tam i z powrotem ( w tym prom i noclegi ) na pysk to 800 zł. Żarcie i picie zabraliśmy z Polski – z przyczyn praktycznych i ekonomicznych – szczególnie to drugie ma wyjątkowo abstrakcyjne ceny. A człowiek nie wielbłąd przecież …
Skład wyjazdu:
- Marcin ?Chleb? Chlebowski,
- Marek ?Ice-k? Freus – Wrocław,
- Andrzej Rogalski – Jugowice,
- Sławek Parzonka -Dzierżoniów.
Autor tekstu: M.Freus