1% dla Mateusza Jodłowskiego
Nasz klubowy kolega potrzebuje pomocy w dalszym leczeniu po przebytym udarze. Wspomóżmy Mateusza w jego dalszej walce o powrót do zdrowia przekazując 1 % podatku lub darowiznę na rzecz Fundacji Avalon z dopiskiem „Jodłowski, 8553”.
KRS: 0000270809
Cel: Jodłowski, 8553
Więcej informacji na temat pomocy Mateuszowi znajduje się na stronie Fundacji Avalon [tutaj]
Pierwsze wyjście z mroku
Pierwszy wyjazd kursowy, czyli ten punkt w scenariuszu kiedy kursanci opuszczają zacisze sali wykładowej i ciepło ścianki wspinaczkowej aby stawić czoła wyzwaniu jakim jest naturalna skała ;). Podejmując rękawicę, w podgrupach dydaktycznych stawiamy się około 9:00 na parkingu przy punkcie widokowym w miejscowości Szczytna. Po chwili luźnej gadki o drodze i pogodzie razem z instruktorami ruszamy pod skałę – bo co będziemy tak stać i marznąć ;).
Po szybkim, rozgrzewkowym marszu z elementami nawigacyjnymi ( 😀 ) docieramy do obiektu naszych weekendowych dociekań, czyli bogato obitej skalnej ściany z sympatycznym okapem. Błysk w instruktorskim oku jak nic mówi, że jest dobrze J.
W czasie potrzebnym na założenie uprzęży, dociągnięcie pasków i ogólny ogar na miejsce dociera druga grupa instruktorów z całym potrzebnym sprzętem. Przywdziewamy na siebie kaski, szpej pieszczotliwie nazywanego złomem i dzielimy się na dwie grupy. Osoby, które nie miały przyjemności jeszcze pomacać liny i wpiąć w nią croll-a czy rolki zostają razem z Mirkiem na poziomie „0” gdzie będą szlifować podstawy. Cała reszta dziarsko przemieszcza się na szczyt, pobrzękując żelastwem.
Szybka narada między instruktorami i plan zagospodarowania terenu w postaci ilości lin i ich rozmieszczenia jest gotowy. Kiedy instruktorzy znikają za krawędzią skały przygotowując dla nas plac ćwiczeń, przychodzi chwila na lekcję pokazową. Temat zajęć: worowanie liny. Dzięki wprawnym ruchom Kojota oraz metodzie kompresji inżyniera” Butowskiego” ( 😉 ) po kilku chwilach cała lina jest w worze. Wszystko zapamiętane i zanotowane.
Zaporęczowane, więc najwyższy czas jechać. Kolejne osoby wpinają się w linę, Krzysiek daje znak, że wszystko „namotane” jest jak trzeba, krótsza/dłuższa chwila zawahania nad krawędzią i… zjeżdżamy! Powoli, spokojnie, od punktu do punktu. Zjazd, przepinka, zjazd. Kiedy tak cała grupa nabywała doświadczenia, pojawia się przedstawiciel lokalnego środowiska wspinaczy i w kilku prostych słowach dzieli się wiedzą o traktowaniu skały tak, by zachowała swoje piękno i cieszyła również przyszłe pokolenia J. Informacja jest przekazana sprawnie i zwięźle, zapada w pamięć każdemu ;). Tymczasem pierwsze osoby docierają do ziemi i mają chwilę odpoczynku.
Kiedy wszyscy czują już twardy grunt pod nogami, czas na wychodzenie po linie. Pomimo ujemnej temperatury z chwilą wpięcia przyrządów w linę nagle, dziwnym trafem, przestaje być zimno. Może warto by to głębiej przebadać, to całe momentalne zobojętnienie na mróz, występujące po wpięciu w linę croll-a i płaniety w bezpośredniej obecności wysokiej na 20 metrów skały :D. Jeśli ktoś na zbadanie tego tematu wyrwie granty z Unii to 10% dla mnie ;P.
Ręka, noga, ręka, noga. Wyodrębniają się dwa pomysły na dotarcie do szczytu. Pierwszy – bazujący na lekkości i zwinności, zadający kłam teorii o istnieniu grawitacji oraz drugi, który głosi, że lepiej „bułę” mieć, niż nie mieć. I tak dowolnie wybraną metodą szczyt zdobyty.
Dzień mija i schemat zjazdowo – podchodzeniowy jest powtarzany, a technika non stop poprawiana na podstawie uwag od instruktorów. „Prosta noga!”, „dłuższe ruchy!”, „stań w uchu!” radośnie wypełnia lasy wokół miejscowości Szczytna J. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i czas zbierać zabawki, bo noc nas zastanie. Zdjęcie ze ściany zaporęczowanych lin oraz karabinków przypadło adeptom technik linowych. W chwili kiedy ostatnia lina zostaje zbuchtowana, a „złom” przeliczony, dynamicznym krokiem ruszamy do samochodów i na obiad J.
W lokalnej restauracji napotykamy drobną przeszkodę, ale po kilku zabiegach optymalizacyjnych udało się wspólnie – przy jednym stole zjeść dobry obiadek i uzupełnić w organizmie poziom płynów i mikroelementów ;). Szybki pit-stop w Biedronce, uzupełnienie zapasów wszelakich i szpula na bazę.
Kulminacyjnym punktem wieczornej biesiady jest szybka powtórka z węzłów. Kursantki i kursanci w trzyosobowych zespołach mają za zadanie zaprezentować sposób wiązania i przeznaczenie węzłów stosowanych w taternictwie jaskiniowym. To jest ten moment, kiedy umiejętność wymieniania się wiedzą w całej grupie kursowej zostaje poddana próbie ;).
Po złapaniu kilu godzin snu grupa podrywa się dynamicznie i po śniadanku ruszamy w teren, aby utrwalać wiedzę. Tym razem docieramy bez problemów, z całym potrzebnym sprzętem meldujemy się pod skałą. Drogi zaporęczowane, można chodzić. Powtarzamy schemat z dnia pierwszego, ale żeby nie było za nudno w czasie jednego ze zjazdów w magiczny sposób na linie pojawia się „motyl”. Nie, nie taki kolorowy ze skrzydłami ;P. Chodzi o jeden z węzłów, który był omawiany poprzedniego wieczoru. Daniel pokazuje nam jak pokonać taki komplikator na trasie i nie pozostaje nic innego, jak tylko to powtórzyć. He-He! Tylko? W asyście pytań przeszkoda pokonana J. Teraz cała grupa zgłębia problem przepiania się przez węzeł.
Drugi dzień kończy się w porze obiadowej – cała banda po wcześniejszym pozbieraniu zabawek wyrusza najpierw na parking a potem w drogę do domu.
Uffff. Koniec? Dwa dni na skale dały do myślenia i pokazały jaki kawał drogi wciąż czeka każdego, kto myśli o eksploracji jaskiń. Można zaryzykować stwierdzenie, że każdy tego weekendu odniósł swój własny, prywatny sukces. A jaki on był? To już inna bajka…;)
Relacja kursantów
SGW wspierała WOŚP
W dniu dzisiejszym Sekcja Grotołazów Wrocław pomagała zbiórce pieniędzy ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dzieciaki ze szkoły podstawowej przy ulicy M. Morelowskiego mogły spróbować swoich sił w pokonywaniu zacisków, jak i zapoznać się z podstawowym sprzętem wykorzystywanym w taternictwie jaskiniowym. Dziękujemy wszystkim, za odwagę i dobrą zabawę. W szczególności pani dyrektor Dorota Wójcik-Hetman za zaproszenie, Przemkowi i Monice Skowrońskim za olbrzymi wkład w przygotowania, jak i wszystkim, którzy pomagali przy realizacji imprezy.
Gelaria zdjęć na FB:
Zimowy Obóz Tatrzański 2017/2018
Tatrzański obóz zimowy za pasem. Zima jak co roku płatała nam figle. Warunki od śnieżno-lodowych, po permanentne roztopy. Mimo licznych trudności udało zrealizować się przejścia kursowe, a wyjście z jaskini miętusiej wskrzeszało mowę rzymian w nowym pokoleniu grotołazów. Poza kursowo udało się dotrzeć do ciasnych kominów jaskini miętusiej (tutaj pozdrowienia dla naszego brytyjskiego kolegi Chris’a). Sylwester jak co roku udany, a powrót z niego, przy współpracy z PKP zapewnił niezapomniane wrażenia (kto był ten wie).
Galeria zdjęć na naszym profilu FB:
„Nareszcie Speleo!” i trochę wspinania – Włochy 2017
Długo mi się zeszło, aby znaleźć odrobinę czasu i energii, żeby napisać parę słów z wyjazdu, który miał miejsce 29-5.11.2017 do Włoch.
Głównym celem naszego wyjazdu było dołączenie do włoskiego odpowiednika naszego ForumSpeleo, zwanego “FinalMente Speleo!”– “Nareszcie Speleo!”. Zaproszenie na to wyjątkowe wydarzenie dostaliśmy od naszego włoskiego kolegi, grotołaza-ratownika Giuseppe Conti, poznanego na spotkaniach ECRA-y. Impreza naprawdę robi wrażenie, ponieważ uczestniczy w niej niemal…3 tysiące ludzi! Całość trwa 4 dni, a w tym czasie odbywają się wykłady, prelekcje, wycieczki, koncerty itp. W tym roku festiwal odbywał się w niesamowitym miejscu, Finale Ligure, ale o tym nieco później.
Zanim jednak trafiliśmy do Finale Ligure, postanowiliśmy spędzić kilka dni w Dolinie Sarca, gdzie znajduje się słynny wśród wspinaczy rejon dróg sportowych i wielowyciągowych. Dolina Sarca jest doliną boczną większej doliny Val Rendena należącej do Alp Wschodnich. Znajduje się ona w północnych Włoszech, w prowincji Trydent.
Dolina Sarca rozciąga się pomiędzy miejscowością Trento a Arco, na tym obszarze znajduje się ponad 520 dróg! Zanim zatem ruszyliśmy na wspinanie długo trzeba było wertować ponad 600 stronicowy przewodnik, w znalezieniu odpowiadającej nam drogi.
Zdecydowaliśmy się na rozpoznanie rejonu Piccolo Dain oraz Parete Zebrata, gdzie wybraliśmy dla siebie kilka dróg wielowyciągowych, z których każda miała ponad 200m. Mimo jesieni pogoda była idealna, około 20 stopni, wspaniale! Spaliśmy na dziko, jak zresztą duża część wspinaczy, których nadal nie brakowało o tej porze roku.
Gdy już nacieszyliśmy się wspinaniem ruszyliśmy w dalszą podróż, do Finale Ligure. Po drodze odwiedziliśmy Mediolan, żeby choć przez kilka godzin zobaczyć światową stolicę mody.
W Finale Ligure czekał już na nas Giuseppe, żeby pomóc nam w rejestracji, załatwieniu noclegu i zapisaniu się na wyjścia do jaskiń. Włosi bowiem nie lubią posługiwać się angielskim i wszystko było w ich ojczystym języku. Dostaliśmy nocleg na pobliskim kempingu, w cenie “wejściówki” na imprezę. Na kolejne dni byliśmy zapisani na kilka wyjść jaskiniowych. Odwiedziliśmy min. takie jaskinie jak: Alzabecchi czy Arma Pollera. Przepiękne, bardzo ciepłe (ok 13st), bogate w nacieki jaskiniowe!
Popołudniami można było się wyposażyć w różnego rodzaju sprzęt, sprzedawany tam w promocyjnych cenach przez przedstawicieli rozmaitych marek górskich. Wieczorami dołączaliśmy do wielkiego namiotu, gdzie wszyscy zbierali się w celach biesiadowania. W namiocie oprócz trunków różnego rodzaju, poszczególne kluby sprzedawały swoje regionalne potrawy, a w międzyczasie koncertowały różne zespoły. Podczas jednych z dni dołączyliśmy do prelekcji przedstawicieli wyprawy do jaskini Vierovikina, którzy opowiadali o swoim sukcesie. Był to jedyny wykład, który rozumieliśmy, ponieważ był po rosyjsku (z włoskim tłumaczeniem rzecz jasna:). Po prezentacji udało nam się porozmawiać z prelegentami o szczegółach ich letniej wyprawy i planów na przyszłość.
Tego dnia zwiedziliśmy też okolicę Ligurii.
W tym wesołym czasie poznaliśmy wiele grotołazów z całych Włoch i mamy nadzieję na spotkanie z nimi w przyszłym roku.
Serdecznie polecam ten region na wszelkiego rodzaju “speleowczasy” – urokliwe Alpy Liguryjskie, w których kryją się liczne, łatwo dostępne jaskinie, jeden z najbardziej znanych rejonów wspinaczki sportowej w Europie, a jak nam się już to wszystko znudzi można się wylegiwać na liguryjskiej plaży! Raj na ziemi tylko 1500km od domu;).
Udział wzięli Ewelina Raczyńska i Michał Macioszczyk.
Zmarł Kazimierz Buchman
Zmarł Jan Trumpus
Zmarł Jan Trumpus.
Wieloletni Członek Sekcji Matki Naszej. Niezmiernie zasłużony dla eksploracji Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie. Przez wiele lat był pierwszoplanową postacią w środowisku ludzi zajmujących się działalnością jaskiniową w Masywie Śnieżnika, aktywizującą lokalne środowisko grotołazów. Był inicjatorem szeregu przedsięwzięć eksploracyjnych. Człowiek niezwykle życzliwy i błyskotliwy, nieoceniony towarzysz.
Będzie Go nam bardzo brakowało.
Jan Trumpus zostanie pochowany we Wrocławiu na Cmentarzu Grabiszyńskim w piątek 27 października o godz. 15.00.
Wojtek Augustyn
Rusza nowy kurs taternictwa jaskiniowego. Zapraszamy!
8 listopada o godzinie 20.00 odbędzie się pierwsze spotkanie dotyczące kursu taternickiego.
Na spotkaniu opowiemy o programie kursu, o tym czego możecie się nauczyć, o wyprawach, które organizujemy. Kurs to także nowi ludzie, nowe znajomości i wspaniałe miejsca, w których jeszcze nie byliście.
Miejsce spotkanie : Duża Sala Wykładowa Instytutu Biologi Środowiskowej,
Uniwersytet Wrocławski
ul. Sienkiewicza 21, Wrocław
Zapraszamy!
SGW