
Tak sobie pomyślałem, że jak ja nie napiszę… Wiosenny sekcyjny wyjazd wspinaczkowy rodził się w bólach. Ostatecznie do słonecznej Italii udało się sześć osób w dwóch wozidłach, padło na Finale Ligure. Znaczy się, ekipa sekcyjna która pierwotnie planowała Arco, gdzie rok wcześniej zdobywała szlify wspinaczkowe, uległa mojej sugestii, by nadłożyć te, „pare” kilometrów, poznać coś nowego. No i na wybrzeżu większa gwarancja pogody – teoretycznie : ) Z mojej perspektywy wyjazd był super, myślę że reszta uczestników też była zadowolona. Nie da się ukryć, że choć Finale kojarzy się głównie z wspinaniem sportowym, to tutejsza oferta dróg wielowyciągowych (choć nie tak imponująca jak ta okolic Arco), może też być pouczająca, a tutejsze klasyki z lat siedemdziesiątych, mimo że to niby nie „góry” tylko większe skałki, mogą sprawić więcej zachodu niż niejedna tatrzańska kursowa droga. W trakcie sześciu dni, pięć było wspinaczkowych. Zaczęło się od króciaków po 120-170m, skończyło na 300 metrowej Via Lunga, nieprzesadnie trudnej (6a+/5b obl) ale dość kłopotliwej orientacyjna że względu na mnogość wariantów i dużą ilość drzew na potencjalne stanowiska ; ) W efekcie, dla części ekipy, wspinaczka rozpoczęta trochę po 12, zakończyła się o 21 ; ) Nie bez odrobiny emocji. Jako ciekawostka, schodziliśmy „ścieżką” rowerową i nie było to łatwe zejście. Parafrazujac klasyka: za chuj bym tam nie zjechał!
Ps: Chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom za miłe chwile spędzone razem,do następnego 🙂
Marek Freus





















