Hiszpańskie przygody.
AKT I
Scena I
Lotnisko w Berlinie. Jest 4 rano, na krzesełkach śpią ludzie czekający na samolot. Nagle słychać monotonny, narastający dzwięk. To kółko od wózka, na którym znajdują się kilogramy różnego sprzętu, często niewiadomego przenaczenia. Za wózkiem wtacza się piątka osób, najwyraźniej z czegoś zadowolona. To nasi bohaterowie.
Kilka godzin później…
– Proszę przejść na bok i wypakować plecak.
– …
– Co to jest?
– Jedzenie
– A dokładnie?
– No… „pasztet podlaski”…
– ???
– Przepraszam, ale nie wiem jak po angielsku jest „pasztet podlaski”…
– Rozumiem…
Kontrolujący żandarm z miną sapera, obmacuje aluminiowy pojemnik z pasztetem i po chwili dodaje:
– Przykro mi, ale nie może pan wnieść tego na pokład samolotu.
Konsystencją przypomina materiał wybuchowy…
Pojemniczki lądują w kuble. Kto by pomyślał, że pasztetem z kurcząt można sterroryzować samolot…
Scena II
Po jakimś czasie, kilka tysiecy kilometrów dalej.
– Proszę, oto kluczyki. Samochód jest zatankowany do pełna. Miłego wypoczynku.
Ach… Lejesz miód na moje serce…
AKT II
Samochód połyka kilometry, a z radia leci jakiś punk. Jest pięknie…
– Paszporty proszę.
– Dziękuje, można jechać.
A więc jesteśmy w anglii… No w pewnym sensie… Gibraltar – kolonia brytyjska od 1704r. Noc spędzamy prawie na samym szczycie gibraltarskiej skały z pięknym widokiem na Afrykę. Nie jesteśmy jednak sami. Towarzyszą nam małpy, pewnie licząc na jakieś jedzonko. Noc jak noc… tylko iść się odlać strach… Kto tam wie, jakie preferencje mają te małpy… Rano, zniecierpliwione czekaniem, przypuszczają atak. Kradną bułki i pudełko z sałatką, które po pościgu udaje się odzyskać.
AKT III
Scena I
Po ugoszczeniu przez „angielskie” małpy, lecimy dalej. Zwiedzamy Cadiź i dojeżdzamy do San Bartolo.
Scena II
Coś tam się wspinamy…
I już zaczyna się coś nie zgadzać.
Przewodnik, póki co jest tylko nieprecyzyjny…
Scena III
– Si, si!!
Językiem migowym pokazujemy o co nam chodzi. Tak! Whisky i cola. Siedzimy w „pubie” o sympatycznej nazwie „El Kiosco”, a wyglądającym jak barak ekipy budowlanej. Jednak robienia drinków to tam się może uczyć cały świat! 3 do 1 – whisky i cola do smaku. Po jakimś czasie dotaczamy sie do noclegowni. Tym razem śpimy na środku lokalnego boiska do nogi. Pierdole, nie bede naciagal tropiku. Jest piekna pogoda i napewno nie bedzie lało.
Scena IV
5.00 – zimno i dziwnie wilgotno
6.00 – mokro w śpiworze… chyba nie popuściłem..?
7.00 – kurwa! wszystko pływa, a na zewnątrz wali żabami
7.30 – spieprzamy do auta
Miało być tak pięknie… Kolejny dzionek w skałach i pierwsze przystawki do jakiś konkretów. A wyszło… jak zawsze. Zimno i pada. Trzeba uciekać.
AKT IV
Scena I
Uciekając przed zlewą docieramy, aż do Lizbony. Znajdujemy mały hotelik, do którego bez kosy w kieszeni bym raczej nie wszedł. W środku śmieszny pan, z uporem godnym lepszej sprawy, dokładnie wpisuje nas do księgi gości. Zdecydowanie był to jego pierwszy kontakt z polskim paszportem, w wyniku czego powstają takie wpisy jak:
Nazwisko – wroclaw
Miejsce zamieszkania – wojewoda dolnośląski
Z czego my mamy oczywiście ubaw po pachy.
Scena II
Następnego ranka mamy niespodziankę w samochodzie. Piękną portugalską blokadę na koło. Jedyne co udaje się odczytać z kwitka na szybie to opłata 300-1500 euro. Na szczęście Udaje się załatwić sprawę za 60 eurasków.
AKT V
Uciekamy z portugalii i nad ranem dojeżdzamy do Cerro del Hierro. Piękny księżycowy krajobraz i mnóstwo wspinania. Tu okazuje się, że przewodnik, który posiadamy jest do dupy…
AKT VI
Następny etap wycieczki to kanion Los Cahorros. Po drodze zaliczamy Cordobe. W kanionie spędzamy kilka dni w międzyczasie wyskakując do Alhambry.
AKT VII
W końcu docieramy do El Chorro. Siedzimy tu siedem dni, macając tutejsze skały i próbując coś tam załoić.
AKT VIII – OSTATNI
No i czas się zbierać. Wracamy do malagi, ostatni raz się upijamy i śpimy w tarmwaju w środku fontanny. Wyprawa się zakończyła. Wsiadamy do samolotu i lecimy do zwykłych dni i codziennych problemów.
Całkowicie przypadkiem, mimo wielokrotnej kontroli wnoszę na pokład dwa noże. I po co te wszystkie szopki z bezpieczeństwem?
Noże można – byle nie pasztet. Ale pasztet…
'Andaluzja Alkoholics Expedition’ miała miejsce w dniach 20.02.2007 – 08.03.2007. Nikt nas nie sponsorował i nikomu nie dziękujemy. Tekst ten jest tylko moim subiektywnym spojrzeniem. Mimo, że w relacji dużo na ten temat nie ma to – również się wspinaliśmy. Kto, co zrobił nie jest ważne – to w końcu tylko numerki…