O jeden Krzak za Daleko

Dodał sylwia, 21 października 2009 Kategorie: Wspinanie Brak komentarzy

Korzystając z przedłużającej się aczkolwiek bardzo malowniczej zimy, wybraliśmy się do Międzygórza zobaczyć jak tam lody na Wilczkach.
Poza sprzętem wspinaczkowym wzięliśmy także narty ze śmiałym zamiarem ich wykorzystania. Mizerota zastanych sopelków – szczególnie po naszym ostatnim pobycie w Norwegii, zniechęciła nas do jakichkolwiek prób wspinania. Rozważany wcześniej ewentualny marsz na nartach na Śnieżnik w obliczu grozy gór upadł.
Jednak tak łatwo się nie poddaliśmy – postanowiłem zrealizować chytry plan i ruszyć na eksplorację Czarnego Dołu kryjącego na swych zboczach prawie dziewicze skały. Marcin nie znał tych skał łatwo więc dał się namówić na to ryzykowne przedsięwzięcie. Miejsce to – jako potencjalny rejon wspinaczkowy, opisał już kiedyś Zbyszek Piotrowicz, znałem te skały z jakichś zamierzchłych wycieczek, ale przez lata jakoś nie znalazłem czasu, by tu trafić. Wstyd się przyznać – moje wzmożone zainteresowanie spowodowała ingerencja Obcych – wspomaganych przez naszego kolegę Henryka. Nie będzie Krakus pluł nam w twarz – oczywiście żartuję – tak naprawdę odwalili kawał dobrej roboty. Osadzili stany, ubezpieczyli drogi wejściowe, a na najdłuższej ścianie powstała piękna wspinaczkowa linia. Gdy doczłapaliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się majestatyczny widok spiętrzonych zerw skalnych pokrytych czapami śniegu. W myślach przebiegaliśmy wymyślonymi drogami drżąc, co nas spotka na ścianie. Byliśmy gotowi na wyzwanie, raki na buty dziaby w dłoń i na skałę szybko goń. Ruszyliśmy i się zaczęło: słabe trawki, kruche krzaczki, drżące łydy – śnieg wszędzie, raz jako placek spadający ci na pysk, potem jako woda w rękawie lub w bucie.W zmaganiach ze skałą, słabością, zwątpieniem dodawała nam sił jedna myśl – tam na dole w plecakach czeka na nas piwo. Jeszcze ostatni wysiłek przekopać się przez zwały ciężkiego mokrego śniegu na szczycie – jest ! ring zjazdowy – uratuje nam życie. Chwila wytchnienia na dole, ale nie możemy sobie pozwolić na rozprężenie, góry czekają na swoje ofiary, powroty są najniebezpieczniejsze – do samochodu musimy zjechać na nartach. Słońce stoi już wysoko, palącymi promieniami wysysa z nas soki – dopijamy piwo – lejemy. Po 10 minutach jesteśmy przy samochodzie – pora skoczyć na obiadek. W trakcie wyprawy padła przypuszczalnie nowa droga, trudno ją opisać ze względu na zawiły przebieg. Proponowana nazwa: O JEDEN KRZAK ZA DALEKO, trudności znaczne minus, asekuracja wątpliwa ( korzystaliśmy z jednego ringa ,szpilki, korzonka i paru badyli ), było tego dwa przykrótkie wyciągi, ale daliśmy radę ( trochę przeszkadzały dziaby – ale jak trening drajciula to nie ma lekko ).

Łoili:

  • Marcin ?Chleb? Chlebowski,
  • Marek ?ICE-k? Freus

Autro tekstu: M.Freus