Na początku października wydarzyło się coś wartego odnotowania – grupa młodych, silnych, przez co obarczonych toną codziennych obowiązków ludzi zgrało terminarze i wyjechało na wielkie skały, tworzące górę Biakło. Jest również znana jako mały Giewont, a znajduje się w okolicach Olsztyna koło Częstochowy. Warto wspomnieć, że był to wyjazd szkoleniowy (pierwsze dwa dni z sześciu), w ramach kursu taternictwa jaskiniowego, mający na celu wprowadzić paru żółtodziobów w ekscytujący świat wspinaczki. Jest ona ważną częścią chodzenia po jaskiniach, gdyż, co ciekawe, wiele jaskiń odkrywa się od dołu do góry, a nabyte podczas wspinania wyczucie skały pozwala z taneczną gracją przemieszczać się po korytarzach jaskiń.
5 października dwa samochody wyruszyły z Wrocławia, aby zameldować się na nocleg i wyspać przed dwoma dniami nauki. W sumie zebrało się nas osiem osób: dwoje instruktorów, czworo kursantów i dwie wolne dusze. Jak to zwykle bywa, po bardzo przyjemnym wieczorku integracyjnym do łóżek trafiliśmy dopiero po pierwszej w nocy. Mimo krótkiego snu, rano wszyscy podekscytowani znaleźliśmy się pod ścianą. Pod okiem dwójki przesympatycznych instruktorów: Eweliny Raczyńskiej oraz Michała ,,eMCe” Macioszczyka, przyswajaliśmy wszystkie potrzebne do wspinania umiejętności, nieustannie gnani pozytywną motywacją z ich strony. Ich opowieści przeniosły nas na wielowyciągowe ściany i wielkie lodowe ściany.
Poznaliśmy sprzęt, techniki wspinaczkowe takie jak: zakładanie stanowisk, wycofy, asekuracja czy… nie zabijanie się. Teoria przeplatana była praktyką oraz wspinaczką w parach. W sobotę Hubert zaprezentował nam jak bezpiecznie spadać, a Rafael ,który wraz z małym Stasiem odwiedzili nas pod skałą, udowodnił, że buty to niekonieczny luksus we wspinaniu, pokonując trudny fragment boso.
Wszystko zmierzało ku temu, abyśmy potrafili pokonać ścianę tradowo, czyli na własnej asekuracji. Stało się to faktem w niedzielę, kiedy to każdy po (jeśli wierzyć instruktorce Ewelinie) szybkich postępach każdy miał okazję pokonać drogę w tym stylu. Jeszcze tylko podsumowanie na wspólnym obiedzie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Kolejni na naszej drodze ludzie z pasją, kolejne poszerzające horyzonty opowieści, które wnoszą o niebo więcej niż najlepsza fachowa literatura, kolejne pokonane granice. A wszystko podsumowane ważnym wnioskiem: w górę nie polecisz.
Piotr Śliwiński