W zeszły weekend odbył się ostatni wyjazd przed Tatrami. Tym razem znowu na skale, a nie wewnątrz niej, ponieważ zdawaliśmy egzamin ze sprawnego przemieszczania się po linach. Trzeba było przejść cały tor przeszkód by zostać dopuszczonym do jaskiń tatrzańskich.
Ale od początku.
Zbiórka pod ścianą była ustalona o 10. Niektórzy przyjechali już dzień wcześniej by się trochę wyspać (teoretycznie) i mieć dużo sił. Już sam dojazd pod skałę był… Ciekawy. Auta z niskim zawieszeniem lub zbyt wysokie (tak, mówię tu o straży) nie miały łatwo.
Na początku mało się działo. Część osób poszła zaporęczować, inni tylko przeszli się chwilę po linach „na rozgrzewkę” i czekali na egzamin. Ten zaczął się dość późno, no ale cóż zrobić ?
Za to, moim skromnym zdaniem, wyglądał epicko! Trzeba było najpierw wejść po odciągu od drzewa na szczyt skały. Choć wolę nie wiedzieć ile to miło metrów (Zdecydowanie preferuje tyrolkę w dół, niż podchodzenie po linie) Potem po drugiej stronie był prawdziwy małpi gaj. Cudo. Jakieś trawersy, wielkie ucha i (niestety) przejście przez węzeł. Trochę wyglądało jakby ktoś rzucił liny i tak jak się ułożyły tak przypiął. No czemu nie.
Limit czasu dla kursowiczów to dwa razy czas Daniela czyli 56 minut… A mi zajęło 56. Na styk! Kilka osób zaliczyło, kilka następnego dnia, a kilka zmierzy się z linami jeszcze raz na wieży. Trzymamy kciuki!
Trasa wcale nie była taka łatwa (choć bardzo mi się podobała!) Odciąg zmęczył chyba każdego z nas. Potem czasem ktoś się poplątał, liny pomylił, wjechał w węzeł (też jestem tu przykładem), sprzęt wypadł z ręki. Ostatni kursant jak kończył to już się ściemniało.
Co mi się jeszcze podobało na wyjeździe? Skorzystaliśmy z sytuacji i zaliczyliśmy kilka dróg wspinaczkowych. W końcu!!! Czysta wspinaczka skałkowa! Jak ja to uwielbiam! I te widoki do góry!!!! (To akurat bez różnicy czy wchodząc po skale czy po linach) Wow, za ostatnim razem jak weszłam na skałę było przepięknie. Na tyle jasno, że wszystko widać, ale już na tyle ciemno, że było widać światła w oknach.
Wieczorem, tradycyjne, była integracja przy ognisku.
Drugiego dnia miałam wrażenie,że coś mamy mniej siły. Czy to przez niewyspanie, zmęczenie z dnia poprzedniego? Czy może przez integrację? Nie mnie oceniać ?
Część z kursantów już od rana ćwiczyła na „małpim gaju” i potem podchodzili do egzaminu. Ci, którzy zaliczyli egzamin już poprzedniego dnia mieli zaszczyt przećwiczyć autoratownictwo (ała ała ałć).
Popołudniu wszyscy wsiedliśmy do samochodów i powrót do rzeczywistości.
Nie pozostaje nic innego jak czekać na obóz w Tatrach. A zostały już niecałe dwa tygodnie!