Przyszła wiosna 2017…no może tylko chcielibyśmy, żeby przyszła, bo chociaż maj w kalendarzu to za oknem pada śnieg. Tym bardziej naszła nas tęsknota za ciepłem i wspinaniem. Pojechaliśmy zatem na długi weekend majowy rozgrzać zmarznięte kości dalej na południe do Parku Narodowego Paklenica w Chorwacji, bardzo znanego w Europie rejonu wspinaczkowego.
Paklenica oferuje piękne drogi zarówno wielowyciągowe jak i sportowe, w dużo mniej wyślizganym wapieniu niż znany nam jurajski, a wszystko to 2 km od morza…
W wyjeździe ma wziąć udział 13 osób, głównie z STJ KW i KKTJ z Krakowa i ja. Wyjazd od początku zaczyna się wesoło, gdyż ku naszemu zdziwieniu, auto którym mamy jechać uległo…zalaniu. Na szczęście po wypompowaniu wody menażkami ruszamy w drogę. Za sobą zostawiamy mroźną i deszczową Polskę, aby dotrzeć w słoneczną i ciepłą Paklenicę w sobotę (29.04) w południe. Tego dnia udaje nam się znaleźć jeszcze miejsce na kempingu tuż obok Parku, zanim dotarły tłumy spragnionych długiego weekendu wspinaczy z całej Europy.
Pierwszy dzień wspinania miał być na rozgrzewkę…Podzieliliśmy się na grupy. Ja z kolegą (Przemysław Styrna) postanowiliśmy zrobić w ten dzień jakiś „lekki” wielowyciąg. Trafiliśmy, choć nie celowo (ale to dłuższa historia…:)), na drogę na Anicy Kuk Akademski z wyceną 4b, 6 wyciągów,180m w tym z jednym za 5a. Jako, że drogę pokonaliśmy dość szybko, postanowiliśmy tego dnia pokonać jeszcze jedną na tej ścianie. Okazało się, że zejście zajęło trochę czasu, gdyż przypominało ono raczej ferratę na stalówkach niż normalną ścieżkę. Nie mniej uparcie wbiliśmy się jeszcze na drogę Bracni Smjer, 9 wyciągów,200m 5c. Po pokonaniu tej drogi był już późny wieczór, więc dzień zdecydowanie rozgrzewkowy nie był…
Po ciężkim poprzednim dniu, dziś mieliśmy spędzić czas na trekkingu po parku, żeby zobaczyć ten rejon z szerszej perspektywy, znów miało być „lajtowo”, a przeszliśmy 20km, 1500m przewyższenia, 8h…
W kolejny dzień zaplanowaliśmy z Przemkiem „zaatakowanie” najbardziej popularnej i klasycznej drogi paklenickiej na Anicy Kuk, jak wiadomo jest to Mosoraski (10 wyciągów, 6a, 350m). Pod skałą byliśmy pierwsi, o 7:30, jednak za jakieś 10-15min, jak spoglądałam z pierwszego wyciągu, stał już pod drogą spory tłum. Nam więc dziś przyszło prowadzenie i szukanie drogi. Trzeba przyznać, że czuć małą presję kiedy wspinasz pierwszy, a pod Tobą czeka kilka zespołów aż przejdziesz dany odcinek…Jednak droga jest faktycznie piękna i warto ją zdobyć. Po ok 4h byliśmy na szczycie.
Zostało nam jeszcze parę dni i wspólnie ustaliliśmy, żeby pojechać jeszcze bardziej na południe. Do Omisu, za Splitem, przepiękne skaliste wybrzeże, a tuż za nim wznoszące się góry…
Cześć zespołu mimo zimnej wody pojechało potrenować technikę Deep Water Solo, część na trekking, a ja i Przemek pojechaliśmy w trochę dalszy rejon, żeby zrobić krótką, ale jakże widokową drogę (130 m, 4 wyciągi, 4c) na górze Vrisove Glavice. Nie ukrywam, że oglądanie widoków z góry zajęło nam trochę więcej czasu…..
Omis znany jest jeszcze z wielu bardzo ciekawych dróg sportowych, na których już spędziliśmy całe dwa ostatnie dni, które nam zostały. Słońce tutaj grzeje mocniej a ściany zbudowane są z ostrych “szkielecików skalnych”, co dodaje wspinaczce uroku, natomiast daje mocno w kość skórze i dłoniom. Po tylu dniach wspinaczki były już one mocno zmęczone i często pokrwawione…
Niemniej żal było opuszczać te słoneczne górskie rejony i relaksujące wieczory przy piwku. W Polsce nadal bowiem czekała na nas zima w pełnej okazałości…
Ewelina Raczyńska