W Kentucky – Mammoth Cave, lipiec 2016
Jaskinia: krasowa, Mammoth Cave – Collosal Cave
Na ten wyjazd przygotowywałam się już od dłuższego czasu. Nie tak całkiem łatwo było bowiem dołączyć do eksploratorów tej najdłuższej na świecie jaskini. Kontakt do kierownika regularnie odbywających się tam wypraw, dostałam od Wiesia Klisia (za co bardzo dziękuję), członka SGW, który na stałe mieszka w Stanach i często bierze udział w owych wyjazdach. Jednak, aby dołączyć do jednego z takich wypadów musiałam zostać członkiem Cave Research Foundation. Jest to organizacja skupiąjąca ludzi, którzy zajmują się głównie badaniem i ochroną jaskiń. To oni, od lat 40-tych, zajmują się ciągłą eksploracją Mammoth Cave. Jaskinia ta znajduje się na terenie parku narodowego o tej samej nazwie, w stanie Kentucky. Park znalazł się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, dlatego co roku wnętrza jaskini odwiedząją setki tysięcy turystów. Jaskinia powstała w wartstwach wapienia (trzech pasm górskich: Flint, Mammoth Cave i Toohey) ograniczonych warstwami piaskowca, którego fragmenty zresztą można spotkać wewnątrz jaskini. Więcej o geologii min. tego systemu można poczytać w książce Cave Geology Arthura Palmera, do czego zachęcam.
W tej chwili jaskinia ta ma długość ponad 644km. Nie sposób jednak być z tym na bieżąco, każdego roku bowiem, a właściwie co każdą wyprawę przybywa nowych skartowanych metrów, a badziej stóp;).
Baza CRFu znajduje się na terenie tego właśnie parku w Hamilton Valley, daleko od turystycznych miejsc, wśród zielonych pagórków. Budynek bazy został wybudowany przez fundację, specjalnie jako miejsce wypadowe do eksploracji jaskini.
Przyjechałam tam późnym wieczorem, tego dnia zdążyłam poznać tylko kierownika wypraw, którym regularnie jest Dave West. Dowiedziałam się, że następnego dnia mam pojawić się na przygotowywane dla wszystkich śniadanie, a po nim zostanę przydzielona do jednej z grup idących na eksplorację. Tak też zrobiłam. Dave dołączył mnie do młodej ekipy 5 osób, idących na najdłuższą akcję do jaskini o nazwie Collosal Cave, będącej oczywiście częścią jaskini Mamuciej. Oprócz naszego wyjścia, tego dnia do jaskini ruszyło 5 innych grup! I tak każdego dnia przez tydzień. Nie dziwne, że eksploracja posuwa się tutaj dość szybko.
Celem mojej grupy było poprawienie starych pomiarów w partiach nazywających się Ehman, a także sprawdzenie kilku przodków. Plan zakładał 14h w jaskini. Na bazie każdy miał do dyspozycji szeroki wybór batoników, puszek z owocami, orzechów i innych pyszności. Zabrałam zatem kilka batoników, zestaw do kartowania i już o…12:00 ruszyliśmy do jaskini.
Do otworu musieliśmy dojść z parkingu około 45 minut, ładną ścieżką przez gęsty las. Otwór ten nie jest naturalnym otworem jaskini. Powstał on w latach 20-tych, kiedy to udostępniono tę część jaskini do zwiedzania. W tej chwili zostały tam tylko ślady turystycznych udogodnień, jak poszerzony wstępny korytarz czy wybetonowane chodniki w wstępnych partiach jaskini.
Droga na przodek prowadziła przez ciekawe formacje wielkich meandrów i sal, a także, co może niektórych zaskoczyć wielu ciasnych miejsc i korytarzy do czołgania. Sam przodek był taką właśnie ciasną rurą.
W jaskini było bardzo ciepło, około 13st, choć muszę przyznać, że nie na tyle ciepło, żeby jak jeden z kolegów, pójść tam w szortach i T-shircie! Co ciekawe ja po wyjściu z jaskini byłam, jak zwykle, cała w sinikach, a on nie miał nawet skaleczenia od czołgania!
Spędziliśmy na przodku i kartowaniu wiele godzin, dzięki czemu dodaliśmy trochę metrów do systemu tego dnia. Niestety fundacja nie posiada wystarczającej ilości kompletów disto+palm, dlatego pomiary robiliśmy starymi metodami sunto + taśma, co oczywiście zajmowało więcej czasu.
Opuściliśmy jaskinię zgodnie z planem, w środku nocy. Na bazie czekała na nas przygotowana kolacja, piwo i ciepły prysznic.
Nie za długo dane mi było pospać, bo następnego dnia z rana również chciałam pójść do jaskini. Po śniadaniu odbyła się ta sama procedura co dnia poprzedniego. Trafiłam do nowej grupy, z podobnymi zadaniami.
Po każdym takim wyjściu Dave i inni odpowiedzialni za dokumentację, zbierali dane od grupy i „wrzucali” je do systemu. Wszystko tu jest udokumentowane, każda grupa też musi napisać w systemie elektronicznym raport z wyjścia.
Po kilku dniach intensywnego jaskiniowania musiałam udać się już na lotnisko, żeby wrócić do Seattle. Poznałam tam jednak wielu bardzo miłych grotołazów z całych Stanów, zakupiłam stos niezbędnych książek o jaskiniach, dołożyłam swoje metry do jaskini Mamuciej – czego więcej można pragnąć!
Ewelina Raczyńska