Od odkrycia Sali Mastodonta, którego dokonaliśmy 2.05 tego roku minęło trochę czasu, tak że zdążyliśmy nieco ochłonąć i przyzwyczaić się do nowego oblicza Jaskini Niedźwiedziej. W trakcie kilkunastu kolejnych wejść, które odbywały się praktycznie co weekend w sobotę i niedzielę wykonywaliśmy pomiary nowoodkrytej sali oraz dokumentację fotograficzną. Szybko stało się jasne, że taka olbrzymia podziemna pustka nie wzięła się sama z siebie i kontynuując eksploracje powinniśmy odkryć kolejne korytarze.
Odkrycie to potwierdzało teorię, iż znane do tej pory partie jaskini zajmują tylko niewielki fragment w soczewie marmurów ulokowanych w zboczu góry Stromej i stanowią fragment o wiele większego nie poznanego jeszcze systemu, czego dowodem stała się Sala Mastodonta. Przed rozpoczęciem jakichkolwiek prac musieliśmy wyznaczyć ścieżkę, którą należało się poruszać po tej olbrzymiej komnacie aby nie poniszczyć kalcytowych polew i nacieków. Kiedy już wszystko pomierzyliśmy i obfotografowaliśmy mogliśmy powrócić do eksploracji. Początkowo trudno było ?ugryźć? Mastodonta a prace zaczęliśmy od wciskania się we wszystkie szczeliny oraz penetracji olbrzymiego zawaliska, które zalega na spągu sali. W miarę sprawdzania kolejnych potencjalnych miejsc, w których mogło by puścić i zamykania problemów z wynikiem negatywnym bądź odraczania prac kosztem poszukiwania miejsca łatwiejszego przejścia coraz bardziej kusiła nas opcja wspinaczki do czerniejących w stropie kominów. W ciągu kolejnych kilku akcji za sprawą dobrze nakręconego na wspinanie Sebastiana oraz jego asekurantów trzy największe kominy zostały wyłojone i zaporęczowane tak aby w razie potrzeby można było do nich wrócić. Pierwszy komin kończy się małą salką przepięknie oblaną kalcytem. W drugim znajduje się kilkadziesiąt metrów korytarzy, które nie zostały jeszcze skartowane. Przedstawiają one możliwości eksploracyjne jednak w obliczu istnienia jeszcze wielu miejsc do sprawdzenia prace w tym miejscu zostały zawieszone. Również w trzecim kominie znaleźliśmy korytarze które w przyszłości można będzie eksplorować. Główną trudnością wspinania było wybranie drogi, która ominie wypływające z kominów kalcytowe draperie, firany, ośmiornice i żyrandole.
Równolegle do wspinaczki prowadziliśmy prace w najbardziej perspektywicznym przodku znajdującym się na końcu Mastodonta czyli w najbardziej wysuniętej na południe części jaskini. Miejsce to wytypowaliśmy w zasadzie od razu jak tylko do niego dotarliśmy. Idąc w kierunku końca Mastodonta wspinamy się po potężnym zawalisku, które miejscami stanowią oderwane od stropu wanty wielkości autobusu pokonując przy tym ponad 20 metrów wysokości od dna sali. Na szczycie tego zawaliska znajduje się szczelina, którą można było jeszcze kilka metrów się wspiąć a następnie zrobiło się ciasno. Wskazówkami przemawiającymi za eksplorowaniem w tym miejscu był bardzo silny ciąg powietrza, wydobywający się ze szczelin zawaliska oraz, położenie tego miejsca idealnie w osi Sali. Dodatkowo zaobserwowaliśmy wylatujące z wnętrza nietoperze co było oznaką kontynuacji jaskini. Te małe latające gady (oczywiście ssaki;) znane są z tego iż mogą pokonywać ciasne miejsca również pełzając jednak robią to bardzo niechętnie i o wiele bardziej od pełzania wolą latanie a tą drugą formę poruszania się wykorzystują bardzo rzadko i tylko na krótkich odcinkach. Z uwagi na ten fakt pozwoliliśmy sobie ocenić że zawalisko nie może być zbyt długie i prędzej czy później puści. Jak wkrótce się okazało puściło i to prędzej niż później oczywiście ku naszemu ogólnemu zdziwieniu i zadowoleniu. Zawalisko w tym miejscu było bardzo stabilne gdyż wszelkie kamienie małe i duże oblane były miejscami cienką a miejscami grubszą warstwą kalcytu. Łatwo było wybierać i odbijać te wanty, które najbardziej przeszkadzały a główny problem to transport urobku przez coraz dłuższy ciasny korytarz. Na jednej z kolejnych szycht w tym miejscu podążając w pozycji horyzontalnej Darek dotarł nad otwór kilkunastometrowej studni. Zdziwienie i radość były równie ogromne gdyż to oznaczało że niebawem przejdziemy dalej.
Na kolejną akcje do Niedźwiedziej przyjeżdżamy po tygodniu, oczywiście z nastawieniem na kolejne odkrycia, do których już trochę się przyzwyczailiśmy. Ten rok był dla nas szczególnie owocny. Może nie zawsze odkrycia były oszołamiające ale zawsze te ?parę metrów? przybywało. Odkrycie Sali Mastodonta było dla nas przysłowiową ?wisienką na torcie? i wydawało się, że nic większego nie znajdziemy. Z drugiej strony w każdym z nas tliła się nadzieja że to nie koniec jaskini i jeszcze nie raz będziemy się cieszyć z nowych partii.
8 września jesteśmy gotowi do zjazdu nowo odkrytą studnią. Proponuję aby jako pierwszy zjechał Szymon, który nie mógł być z nami w jaskini podczas odkrycia Mastodonta z uwagi na złamaną rękę. Chwile później ląduję obok niego na dnie studzienki po zjechaniu ok 12m. Za nami podąża jeszcze Piotrek Potok. Rozglądamy się i na pierwszy rzut oka nie ma gdzie dalej iść. Po chwili Szymon znajduje zejście pomiędzy naciekami i polewami do kolejnej, płytszej studzienki. Asekuracyjnie rzucamy linę i schodzimy w dół. Przed nami odsłania się kolejna pustka, w zasadzie to olbrzymi korytarz prowadzący w nieznane. W trójkę (Szymon, Marek, Piotrek) podążamy potężnym gangiem. Korytarz ma od kilku do kilkunastu metrów szerokości i podobne wartości jeżeli chodzi o wysokość. Ściany pooblewane są kalcytowymi polewami, w kolorach od śnieżnobiałego do czarnego a ze stropu i spągu wyrastają zmierzając ku sobie stalaktyty i stalagmity, które czasami łączą się ze sobą tworząc stalagnaty. Miejscami cały strop pokryty jest mnóstwem cieniutkich makaroników. Wydaje się, że korytarz za chwile się skończy ale po wspięciu się na kolejne zawalisko, po pokonaniu kolejnego zakrętu widzimy następne kilkadziesiąt metrów podziemnej pustki. Od razu rzuca się porównanie tych korytarzy do Jaskini Czarnej i nie będzie ono przesadzone. Bez schylania się przechodzimy ok. 400 metrów horyzontalnego ciągu. Po drodze napotykamy dwie studnie, które będziemy musieli sprawdzić następnego dnia. Olbrzymi korytarz kończy się równie niespodziewanie jak się rozpoczął. Docieramy do miejsca w którym następuje kontakt marmurów z łupkami a na spągu sali zalega potężne zawalisko, na którym jeden przy drugim, tak że trudno znaleźć kawałek wolnego miejsca na postawienie nogi, sterczą różnego rozmiaru, kształtu i koloru stalagmity przypominające to, co stalagmity przypominają najczęściej. Bez chwili wahania miejsce to nazywamy Kutaśnikiem.
Podczas powrotu spotykamy Darka a chwilę później a już pod sama liną Marka Tarnowieckiego wściekłego jak świeżo rozrobiony spirytus. Z uwagi na brak chętnych musiał się zająć asekuracją Sebastiana w trzecim kominie i ominęły go odkrycia.
Wszyscy są w ciężkim szoku a z uwagi na konieczność powrotu na powierzchnię planujemy akcje na następny dzień.
W niedzielę wchodzimy do jaskini ponownie. W zasadzie na pewniaka, że znów coś odkryjemy, bo studnie które mijaliśmy zapowiadały się bardzo obiecująco. Dzielimy się na zespoły: kartujący oraz eksplorujący. Chcąc wynagrodzić Markowi straty w odkrywaniu proponujemy aby on jako pierwszy zjechał w dół. Studnia, która otrzymała nazwę Pięknie Myta ma kilkanaście metrów głębokości i początkowo rozpoczyna się pochylnią oblaną kalcytową kaskadą a następnie przechodzi w pionową lufę kilkumetrowej średnicy. Potrzebna jest przepinka. Zjeżdżam jako drugi słysząc z dołu słowa zachwytu przemieszane z wyrazami powszechnie uznawanymi za wulgarne. Na dnie z jednej strony korytarz zakończony kilkumetrowej średnicy okrągłym jeziorkiem zdobionym naciekami i kalcytowymi grzybkami z drugiej zaś kontynuujący się w niewiadomym nam kierunku. Podejrzenia o tym, iż dolne piętro mogą stanowić młode, ciasne i słabo rozwinięte ciągi w miarę podążania korytarzem szybko ulatują. W zasadzie to biegniemy przed siebie zważając tylko na to aby niczego nie rozdeptać i nie zniszczyć gdyż na oglądanie przyjdzie jeszcze czas a póki puszcza trzeba odkrywać. W ten sposób docieramy do sporej sali, która z jednej strony kończy się zawaliskiem a z drugiej suchym piaskowym syfonem. Miejsce to otrzymuje nazwę Piaskowy Dziadek.
Po poznaniu głównego ciągu, dolnego, nowoodkrytego pietra jaskini rozpoczynamy przeszukiwania poszczególnych zakamarków i szczelin. Okazuje się, że do zbadania będziemy mieli jeszcze wiele miejsc stanowiących boczne ciągi. Na początek zajmujemy się tylko tymi najbardziej oczywistymi i najłatwiejszymi. Reszta będzie musiała poczekać na swoją kolej.
Po kolejnych dwóch tygodniach ponownie wracamy do Kletna aby dokartować główny ciąg dolnego piętra i sporządzić dokumentację fotograficzną. Podczas akcji okazuje się, że w amoku eksploracyjnym nie zauważyliśmy ogromnego wejścia do jednego z największych i najładniejszych korytarzy w partiach za Mastodontem, dzięki czemu Marek F. odkrywa kolejny korytarz tym razem o szacunkowej długości ok. 200m.
Jaskinia Niedźwiedzia zaskoczyła nas po raz kolejny. W ciągu jednego weekendu odkryliśmy kilometr niesamowitych, pięknych i ogromnych nie tylko jak na warunki sudeckie korytarzy ale śmiało mogących konkurować rozmiarami nawet z najobszerniejszymi jaskiniami tatrzańskimi. Uroku tej jaskini dodaje bogactwo nigdzie indziej nie spotykanej szaty naciekowej występującej we wszystkich możliwych formach od stalaktytów i stalagmitów przez draperie i kaskady po grzybki i perły jaskiniowe wyjątkowych rozmiarów. W chwili obecnej trwają prace kartograficzne i dokumentacyjne mające na celu ustalić dokładną długość, głębokość i deniwelację jaskini. Nasz najbardziej strategiczny przodek to znaczy wysunięty najbardziej na południe punkt jaskini to Partie za Kutaśnikiem odkryte podczas jednej z kolejnych akcji. Jest to ciąg o długości około 100 metrów, który czeka na zinwentaryzowanie i umieszczenie na planie jaskini. Charakteryzuje się on nieco mniejszymi rozmiarami, jednak silny przewiew powietrza pozwala sądzić, że jaskinia kontynuuje się w tym kierunku.
Podsumowując: od początku roku odkryliśmy1680 metrów korytarzy. Najnowsze partie, czyli ciągi za Mastodontem to grubo ponad1,2 km korytarzy rozciągających się na trzech piętrach jaskini z czego skartowaliśmy tylko główne ciągi. Do tej pory nie spotkaliśmy w nowych partiach aktywnego przepływu wody, który pojawia się w starej części dolnego pietra Jaskini Niedźwiedziej (Rondo) co może świadczyć o istnieniu kolejnych korytarzy. Podążając na południe celujemy w jaskinie Biały Kamień, która stanowi jeden ze znanych ponorów i oddalona jest od znanego nam końca Niedźwiedziej jeszcze o ok. 1 kilometr. Odkrycia te wywołały poruszenie w gronie naukowców opiekujących się i prowadzących badania w Jaskini Niedźwiedziej od wielu lat.
Prace w jaskini prowadzi zespół speleologów z Sekcji Grotołazów Wrocław oraz Sekcji Speleologicznej Niedźwiedzie w składzie: Sebastian Czwor, Darek Data, Radek Dubicki, Krzysiek Furgał, Ania Haczek, Emil Hamera, Szymon Kostka, Aleksandra Królak, Marek Markowski, Marek Freus, Piotr Potok, Marek Tarnowiecki, Leszek Zając.