Gdy nasi dzielni chłopcy walczyli w jaskini na Arabice, niżej podpisany z Marcinem Chlebowskim, któremu też z przyczyn zdrowotnych grotołażenie już mniej odpowiada, tradycyjnie odwiedziliśmy Norwegię a konkretnie miejscowość Rjukan. Towarzyszyli nam w tym wyjeździe przedstawiciele Głogowskiego Klubu Jaskiniowego: Oskar Orzechowski i kursant zwany Kojocikiem (sorry, imię mi uleciało), dzielny młodzian o wielu zaletach ;).
Do Rjukanu przyciągają nas od lat niezmiennie lodospady — łatwo dostępne, pozbawione alpejskich zagrożeń, pewna pogoda, przyzwyczajenie do wygody .W tym rejonie zimowe wspinanie bardziej przypomina wypad latem w skałki, choć czasem też się człowiek zgnoji, ale perspektywa kąpieli, ciepłego domku i piwka na kanapce działa kojąco na nerwy :).Zima tego roku tutaj również była ponadstandartowo surowa, nawet zazwyczaj niezamarzające pobliskie fiordopodobne jezioro Tinn skuł lód.
Lodospady były wyjątkowo okazałe i solidne, co w niektórych wypadkach ułatwiala wspinanie (lepsza asekuracja, wyeliminowanie odcinów mixtowych) ale też niektóre zazwyczaj połogie odcinki oferowały większe spietrzenie, co za tym idzie trudnosci. W ciągu pięciu wspinaczkowych dni przeszliśmy w sumie kilkanaście kaskad od jedno- do pięciowyciagowych o trudnościach nieprzekraczajacych WI 5. Obyło sie bez większych przygód choć kondycja pozostawiała wiele do życzenia. Właściwie to dopiero w dniu powrotu przestały mnie boleć łydy. Po takiej tygodniowej aklimatyzacji można by próbować coś trudniejszego – cóż zawsze jest jakaś wymówka :).
Reasumując udany rekreacujno-wspinaczkowy wyjazd do miejsca godnego polecenia wszystkim.
P.S. Dla zainteresowanych kosztami. Przejazd busem 4 osoby (paliwo, opłaty drogowe, prom Sasnitz Trelleborg) + domek kampingowy (6 noclegów) – 1100 zł. Osobówką byłoby taniej za paliwo i prom (prom ok. 30 euro w dwie strony). Oczywiści żarcie z Polski, gorzała i browar tyż.