Działalność w jaskini PL-1 w 2007 roku zakończyła się na dnie ?Studni Straconych Nadziei? zawaliskiem. Naszym grotołazom w 2008 r. udało się znaleźć nową drogę dojścia do tej studni z piękną ?Studnią z Melodiami?, kilka studni w ciągach bocznych i sprawdzić większość okien w celu ominięcia zawaliska. Niestety jaskinia nie chciała ich wpuścić głębiej. Pewnie stwierdziła, że musimy poczekać do 2009 r…. I tu zaczyna się nasza przygoda:
14.08.2009. Naszym celem jest zaporęczowanie jaskini, na pierwszej studni dokładamy dwie kotwy i poręczujemy inaczej, wreszcie nie trze. Poszliśmy w trójkę. Marzec, Ewela i Aga. Mieliśmy iść bez napinki, rozgrzewkowo. Doszliśmy do ?Progów Wariatów? (takich co to na żywca…). Zanieśliśmy od razu liny na całą jaskinie. Miło było znowu zobaczyć tą ciasną dziurę. Aga i Ewela były w niej po raz pierwszy.
15.08.2009. Mamy nadzieję że uda nam się założyć dzisiaj biwak. Niestety nie znajdujemy ostatniej studni, na dnie której jest sala z zawaliskiem i miejscem na biwak. Okazuje się że zaporęczowaliśmy i zjechaliśmy 70 metrową studnie sąsiednią, nie w głównym ciągu. Po reporęczy musieliśmy się zwijać, godzina alarmowa wisiała nad naszymi głowami. Pozostał niesmak, ale przynajmniej zwiedziliśmy 70-kę.
Wracamy po dwóch dniach restu w tym samym składzie. Wszystko idzie dobrze, ciągniemy po 3,4 wory i kabel do łączności telefonicznej. Znaczy szło dobrze do momentu w którym okazało się że łączności z bazą nie ma. Mamy dylemat, kabel się gdzieś przerwał, czy po prostu nie ma nikogo przy telefonie na bazie. Przez dwie godziny próbujemy nawiązać łączność bez rezultatu. W końcu podejmuję decyzję. Dziewczyny idą do przodu i szukają właściwej studni, ja wracam z telefonem i sprawdzam kabel. Znowu przeciskanie przez te wąskie meandry. Całe szczęście udaje się nam. Łączność działa, studnia straconych nadziei znaleziona. Nie zjechaliśmy jej tego dnia, rozbiliśmy tymczasowy biwak pod ?Studnią Z Melodiami?. Drugi dzień pod ziemią mija bez większych niespodzianek. Usypaliśmy platformę na której stanął namiot produkcji „Miśpol” (dzięki Misiek), i zabraliśmy się do pracy. Na początek odgruzowaliśmy wejście do korytarza, który kończył się po kilku metrach małą szparą.
Po dwóch dniach ciężkiego kopania Aga podczas ?sprzątania? korytarza poczuła powiew, znaczy że puszcza. „Fatamorgana” odpowiedziała jej Ewelina. Praca była ciężka. Jedna osoba kopała, a dwie wynosiły gruz z sali z biwakiem.
Po następnych dwóch dniach wykopaliśmy dziurę dwumetrowej głębokości, w której można było kucnąć i kopać dalej.
W siódmy dzień wieczorem udało nam się zrobić wąskie przejście między dwoma wantami. Nazwaliśmy ten zacisk ?Fatamorgana?. Połączyliśmy się telefonicznie z bazą, aby ich poinformować, że wchodzimy pod stertę luźnych kamieni i want, ustalamy godzinę alarmową i zjeżdżamy pod zawalisko. Tak rozpoczęła się najpiękniejsza noc naszego jaskiniowego życia. Najpierw zejście po kilkunastometrowej pochylni do niedużej sali, w prawo korytarz prowadzi nas pod 20-30 metrowy komin z wieloma oknami, ale tam w dół nie puszcza. Wracamy do sali i przeciskając się między dużymi luźnymi wantami znajdujemy dalsza drogę. Poręczujemy z naturala i zjeżdżamy. Wszędzie krucho. Znowu w dół korytarzem, po lewej stronie mała wnęka a w niej nieduża trójkątna salka, sucho, płasko, nie wieje, idealne miejsce na biwak. ?Biwak Z Trójkątem?. Skręcamy w prawo, tą salę dziewczyny nazwały „U Jubilera”, mnóstwo ślicznych kamyczków. Następnie dwumetrowy prożek pokonujemy na żywca. Potem drugi ciut większy z mnóstwem wody i małym okrągłym stawikiem pod nim. Ten nazywamy „Kaczuszka”. Za nim krótki meander i dochodzimy do dużej studni. Nie mamy przy sobie więcej lin i czasu. Wracamy, aby podzielić się rewelacjami z bazą i ustalić dalszy plan działania. Podczas rozmowy ze Zbyszkiem, Markiem i Kabańczykiem dowiadujemy się, że na zewnątrz zamieć śnieżna, wyją wilki i im też ?niestety? puściło, a wszystko w dniu urodzin komendanta obozu. ?Niestety?,czas wyprawy dobiega końca i nikt nam nie chce pomóc w dalszej eksploracji, nie przyniosą lin. Ustalamy, że co dzisiejszej nocy odkryjemy, to Tabaka z nami jutro skartuje.
Wracamy pod zawalisko, do miejsca gdzie skończyliśmy. Tu Ewelina montuje swoją pierwszą eksploracyjną kotwę. 35 metrowy zjazd przy ścianie bez przepinek do dużej sali. Agnieszka pobiegła w prawo do pięknego meandra i nadała mu nazwę ?Reksio?, doszła do salki z prożkiem, meander ciągnie się dalej, ale sprawdzimy go innym razem. Ja pobiegłem prosto, aby sprawdzić co jest za kilkumetrowym prożkiem. Zjechałem na dół i znalazłem 45 metrową studnię. Zrzuciliśmy kamień i usłyszeliśmy bardzo metaliczny dźwięk. Co jest? doszliśmy do metra? Wiercę otwór pod kotwę, strasznie ciężko idzie, metr niżej cienka żyleta. Nie można jednak pokonać jej młotkiem by nie tarło. Montuję drugi punkt poniżej i jedziemy. W połowie zjazdu natura stworzyła coś na kształt wielkiego praptaka, musimy uważać by się nie rozhuśtać i nie przeciąć o niego liny. Na dnie studni ponad metrowej średnicy kalafior mieniący się wieloma kolorami. Tam też znaleźliśmy koryto podziemnej rzeczki. Miejsce do którego zjechaliśmy okazało się być kolektorem. Spotkały się tu 4 duże studnie, tworząc dość specyficzną salę o średnicy 40-50 metrów. Jest to najpiękniejsze miejsce pod ziemią, jakie do tej pory miałem okazję zobaczyć. Każda studnia jest inna, woda pod każdą studnią stworzyła coś innego. Ta którą zjechaliśmy ? ?Studnia Wielkiego Ptaka? jest najbardziej myta. Następna wygląda jak katedra z pięknymi naciekami, ogromnymi polewami w różnych kolorach. Trzecia jest cała pokryta kilkucentymetrową warstwą błota, na jej dnie leżą ogromne wanty. Ostatnia kryje pod sobą piękne kaskady wodne z umywalką, ta część jaskini została przekazana w prezencie ślubnym Monice i Przemkowi, oni nazwali ją: ?Wody odeszły?. Z powodu braku czasu i sprzętu nie udało nam się zjechać kilkunastometrowego prożka, na dnie którego widać jakiś meander i coś jeszcze, ale co?, to nam już opowie ekipa po powrocie z zimowej wyprawy.
Z wypiekami na twarzy, i innymi objawami amoku ekploracyjnego wracamy nad ranem spać.
25.08.2009 późnym wieczorem przybywają do nas na biwak Zbyszek Tabaczyński ?Koperek? i Sergiej Kabanow młodszy ?Kabańczyk?. Przynoszą nam wytęskniony papier toaletowy, słodycze, kawę, jakieś żarcie i kotwy. Niestety kotwy okazały się nieprzydatne, ponieważ skończył nam się prąd w akumulatorach od wiertarki. Ustalamy plan działania. Kabańczyk z Ewelą likwidują biwak i wracają z pierwszym retransportem na powierzchnię. Aga, Zbyszek i ja idziemy skartować świeżo odkryte ?Partie Amatorów?. Zbyszek niechętnie spuszcza się coraz głębiej. Musimy go zachęcać, by zechciał zjechać ostatnią studnię. Dopiero na jej dnie się ożywił i stwierdził: ? …no to jest odkrycie?. Wysokościomierz ciśnieniowy w zegarku ?Koperka? informuje nas, że PL1 osiągnęła ? 500m. Wszystko skartowane, zaczynamy więc retransport. ?Studnię Straconych Nadziei? wychodzimy obładowani po trzy szpeje każdy. Jest ciężko, po tak długim i pracowitym biwaku, dwóch nieprzespanych nocach siły zaczynają nas opuszczać. A tu trzeba jeszcze zreporęczować pół jaskini i wynieść z niej liny. Od ?Pisuaru? komenda ?wolna? już nie działa, teraz krzyczymy ?pobudka?.
26.08.2009 godz.13.00 przy pierwszej studni spotykamy Marka z Mimi i Tomkiem. Oni idą wynieść resztę sprzętu z PL-1. Nas od widoku słońca dzieli już tylko godzina ciorania po ciasnotach. O 14.20 w książce wyjść wpisuję nasz powrót i w rubryce rezultat -500m. Nowoodkrytą część jaskini nazywamy jednogłośnie ?Partiami Amatorów?.
Pragnę podziękować firmie ?CALLIDA? za sprzedaż kombinezonów jaskiniowych na wyprawę w bardzo niskiej cenie i za uszycie na wymiar kombajnu dla Mimi.
Dziękujemy PZA za wsparcie finansowe.
Wielkie dzięki dla Michała Składzienia za wspaniały namiot biwakowy ?Miśpol?.`
Fotki: Agnieszka Nieciąg, Ewelina Gawenda, Jarosław Marzec