Karabi 2006

Dodał sylwia, 21 października 2009 Kategorie: Działalność zagraniczna Brak komentarzy

Pielęgnując nawiązane w latach ubiegłych przyjacielskie kontakty z grotołazami zza naszej wschodniej granicy, postanowiliśmy skorzystać z ciekawego zaproszenia na eksplorację najgłębszej jaskini Krymu a zarazem Ukrainy ? Sołdatskiej Piesztiery.

Półwysep Krymski a w szczególności okolice jego południowego wybrzeża – Góry Krymskie, obfitują w zjawiska krasowe z racji tego, że prawie w całości zbudowane są z krasowiejących skał osadowych. Analizując mapę topograficzną Gór Krymskich dostrzec można na niej kilka bezleśnych powierzchni o wyżynnym charakterze. Są to krasowe płaskowyże oddzielone od sąsiednich głębokimi dolinami założonymi na pionowych dyslokacjach, a od morza stromym, sięgającym 1000 m wysokości, skalnym zboczem. Obóz nasz stanął na obrzeżu jednego z takich płaskowyżów zwanym Karabi Jajła, na którym znajduje się m.in. interesująca nas jaskinia oraz bogaty wybór innych atrakcji. Sytuowanie bazy w pobliżu krawędzi płaskowyżu, a przez to w nieco większej odległości, w porównaniu do sytuacji na Kaukazie, od eksplorowanej przez nas jaskini ma tu spore znaczenie. Lokalizacja obozu jest ściśle związana z warunkami meteorologicznymi a także z występującymi w jego sąsiedztwie źródłami wody pitnej. Szczególne znaczenie ma tu pogoda a konkretnie, biorąc pod uwagę względy bezpieczeństwa, mgła oraz nagłe przybory wody lub całkowity jej brak. Karabi, jak przystało na obszar krasowy, słynie z deficytu występującej na powierzchni wody, z tego też względu ustala się również terminy działalności tam na miesiące poza letnie. Latem generalnie, na powierzchni nie ma wody, a w jaskiniach jest jej bardzo mało i do tego występuje na dużych głębokościach. Inną kwestią są nagłe przybory podczas intensywnych opadów, chłonące wszelakie dobro przypadkowych turystów, których znajomość zjawiska krasowego polja, ogranicza się do wiedzy o idealnie płaskiej i poziomej powierzchni, doskonale nadającej się pod namiot… Płaskowyż Karabi zajmuje powierzchnię zaledwie 100 km2, nie jest więc obszarem dużym, nie jest też obszarem łatwo dostępnym ani dającym możliwości odkrywania bardzo głębokich jaskiń. Tu jednak w latach sześćdziesiątych rodziła się do życia radziecka speleologia i grotołażenie. Właśnie tu pierwsze swoje kroki w jaskiniach stawiali najbardziej znamienici grotołazi z byłego ZSRR. Był to, i jest nadal, ważny poligon szkoleniowy dla grotołazów a częste ślady pobieranych nauk, prób i błędów oraz ciekawych rozwiązań technicznych daje się zaobserwować w tutejszych jaskiniach po dziś dzień. Cały obszar płaskowyżu zajmują niewysokie trawiaste pagórki (?jajła? to po tatarsku ? pastwisko) oraz występujące między nimi setki lejów, polji i zapadlisk krasowych, w których co raz odkrywane są wejścia do nowych jaskiń. Cel naszego wyjazdu, jaskinia Sołdatska, założona jest na jednym z uskoków przecinającym utwory węglanowe górnej jury a otwór jej znajduje się właśnie w takim lejku. Lejek usytuowany jest w dnie koryta okresowego strumienia, tak więc prawdopodobnie w razie opadu, jaskinia jest w stanie przyjąć całą wodę ze strumienia. Z racji nietuzinkowych rozmiarów jaskini, bogatej szaty naciekowej, fauny, występujących w niej trudności oraz w związku ze wzrastającą w jaskini ilością śmieci, otoczona została szczególną opieką miejscowych grotołazów i jako jedyna jaskinia na Karabi, zamknięta kratą. Otwór Sołdatskiej znajduje się nieco powyżej książkowego przykładu krasowego polja, na mapach zaznaczonego jako okresowe jezioro i znajduje się na wysokości około 980 m n.p.m. Dno jaskini sytuuje się 518 m poniżej otworu i stanowi taflę wody jeziorka przechodzącego w syfon. Jaskinia została odkryta w 1968 roku a 3 lata później osiągnięto jej dzisiejsze dno. Od tamtego czasu, z uwagi na fakt iż jest to najtrudniejsza jaskinia na Karabi (stopień trudności 4B ? cokolwiek to znaczy) wykorzystywana jest głównie jako obiekt szkoleniowy i sportowy. Początek jaskini to tzw. Nakłonka. Kilkusetmetrowy korytarz przebiegający generalnie w jednym kierunku, łagodnie opadając osiąga ?90 m względem otworu. Na tym odcinku spotkać można sporo ciekawych form szaty naciekowej oraz gliniane rzeźby. Kilka przewężeń wypełnionych jest wodą co powoduje, że co więksi śmiałkowie już od samego początku zmagań z pieczarą, mogą odczuwać wilgotnościowy dyskomfort, jednak przeczołgiwanie się w niskim korytarzu po najprawdziwszych, wypełnionych wodą głębokich misach martwicowych dostarcza wielu wrażeń. Na końcu Nakłonki jaskinia zmienia swój charakter. W poziomie kontynuuje się jeszcze kilkadziesiąt metrów i kończy zawaliskiem, natomiast w spągu otwierają się dwa ciągi pionowych studni i progów sprowadzających na obecne dna jaskini. W drodze na Stare Dno należy przetrawersować nad drugą studnią i suchym ciągiem, poprzez kilkanaście odcinków pionowych dochodzi się do szczeliny na tyle wąskiej, że do dzisiaj nie przebytej. Podczas prac w jaskini została przeprowadzona akcja w celu poszerzenia końcowej szczeliny, nie dotarto jednak na Stare Dno z powodu niewystarczającej ilości lin. W tym miejscu należy jeszcze raz przestrzec wszystkich chętnych zwiedzających jaskinie naszych sąsiadów zza Buga, przed nadmiernym zaufaniem do wszelakich planów, przekrojów czy schematów sporządzanych tamże. Jaskinie, przynajmniej te z którymi my się spotykaliśmy, bądź nie posiadały w ogóle jakiejkolwiek dokumentacji kartograficznej, bądź była to dokumentacja mocno nieaktualna (np. sporządzona w latach 1960-1970) a już na pewno jej dokładność pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie sceptycznie należy podchodzić do długości lin proponowanych na danym odcinku wymagającym poręczowania, a już na pewno do sposobów poręczowania jaskini. Zasadnicza część jaskini Sołdatskiej od końca Nakłonki przybiera kierunek zdecydowanie pionowy i do samego dna charakter groty nie ulega on zmianie. Brakuje tu jednak przestrzeni, wielkich sal i głębokich studni tak charakterystycznych dla innych jaskiń Masywu Karabi. Systemem studni i progów poprzedzielanych wąskimi meandrami dociera się do dna jaskini, znajdującego się na głębokości 518 m. Po drodze pokonuje się owiany legendą zacisk ?Linza?, który jest poważnym selekcjonerem na tym odcinku, w naszym odczuciu nieco przereklamowanym. O miejscu tym wiedzieliśmy już w Polsce przed wyjazdem, tak więc psychicznie byliśmy przygotowani ;-), transport ludzi i szpei przez ?Linzę? mocno jednak ułatwiają zaklinowana w zacisku rura stalowa fi 300 oraz śruby rzymskie służące jako schody. Poniżej zacisku system studni z 85 metrową ?Nadieżdą? na czele, doprowadza do wąskiej rury, uciążliwej do przejścia zwłaszcza w drodze powrotnej i z worem. Poniżej biwaku pojawia się większa ilość wody która zbierając po drodze kilka bocznym dopływów wpada do końcowego jeziora ? syfonu. Główne prace eksploracyjne w jaskini prowadzone były właśnie w tym miejscu i polegały one na nurkowaniu w syfonie końcowym. Efektem tych prac było pokonanie 4 kolejnych syfonów zatrzymując się na 5 z powodu wyczerpania zapasów powietrza w butlach. W sumie jaskini zostało dodane około 200 metrów w poziomie i około 40 w pionie. Dokładne pomiary zostaną przeprowadzone podczas jednej z kolejnych, planowanych w niedługim czasie wypraw do tej interesującej jaskini. Oprócz działalności w Sołdatskiej, udało nam się, wykorzystując 3 dni dobrej pogody, porozglądać się nieco po płaskowyżu zaglądając przy okazji do innych znanych i ładnych tutejszych podziemnych perełek. Jedną z jaskiń którą warto polecić jest Monastyr-Czokrak, z imponującą 90 metrową studnią wlotową i bogatymi w nacieki obszernymi salami. Inną jest Jaskinia Dublianskogo, nazwana od nazwiska znanego badacza radzieckiego krasu, system korytarzy i sal o imponujących rozmiarach i przebogatych w nacieki. Zwiedzanie wielkiej sali na początku jaskini zajęło nam około godziny. Kolejną jaskinią jest Bolszoj Buzłuk ? jaskinia interesująca ze względu na zalegający w niej przez cały rok, lód. Ze względów bezpieczeństwa, z uwagi na lodowe pochylnie, do zwiedzania tej jaskini przydatny jest sprzęt zimowy, zwłaszcza raki. W pobliżu pagóra zwanego Irtysz, znajduje się Jaskinia Wodowaja, która jest jedynym źródłem wody w okolicy. Na dnie studni wejściowej (20m) znajduje się jeziorko, z którego pobiera się wodę. Dla ułatwienia podjęcia cennego surowca, wlotówka wyposażona jest w stalową drabinę, po której schodzi się pionowo w dół po życiodajną ciecz. Ze względu na intensyfikację prac w Sołdatskiej, naszej grupie nie było dane poznać większej ilości jaskiń na Karabi. Z resztą nawet gdyby czas nam na to pozwolił, nie pozwoliła by pogoda. Po dwóch dniach słońca, nastąpiło totalne tąpnięcie aury i od tej pory do dnia wyjazdu cały płaskowyż zasnuty był mgłą, szargany silnym wiatrem i zlany deszczem. Było to dla nas ogromnym zaskoczeniem. Wyjeżdżając z Wrocławia towarzyszyła nam piękna, ciepła pogoda, a że jechaliśmy na południe, nad Czarne Morze, do słonecznego i gorącego Krymu, miejsca w plecaku ciepłe ciuszki ustąpiły niestety krótkim spodenkom i klapkom. Cóż, kiedy kilka razy rano, namioty przysypane były śniegiem natomiast najwyższa temperatura nie przekraczała 5°C. Obecność gęstej mgły na Karabi determinuje jakąkolwiek działalność poza obozem. Teren jest monotonny i jednolity a brak zróżnicowania w morfologii, duże podobieństwo form pokrytych wszechobecną trawą oraz brak punktów odniesienia, powoduje duże trudności nawigacyjne nawet przy ładnej pogodzie. Sporym zaskoczeniem dla nas był fakt, że pierwszego dnia, przy pięknej słonecznej pogodzie, kilkusetmetrową ścieżkę z obozu do jaskini oznakowano bardzo gęsto i w charakterystyczny sposób. Dni następne wyjaśniły nam to zjawisko, gdy kolejne grupy wychodzące z jaskini ginęły na kilka godzin błądząc w Karabijskiej mgle. Nam również to się przytrafiło, i tylko dzięki przesympatycznemu zwyczajowi wychodzenia pod otwór jaskini po tych co wracają z akcji, nie błąkamy się po dziś dzień po płaskowyżu. Do końca wyprawy, każdy kto opuszczał obóz bezwzględnie musiał zabierać ze sobą odbiornik GPS a urządzenie takie posiadali, jak się okazało, prawie wszyscy uczestnicy wyprawy i było to warunkiem, o czym nie wiedzieliśmy, wyjazdu na Karabi ! Próbowano ratować się telefonami komórkowymi ale cóż, jeśli nawet znaleziono zasięg to i tak nie potrafiono podać swojej lokalizacji … Bardzo podobna sytuacja występuje również ?pod płaskowyżem?, w samej Jaskini Sołdatskiej. Poruszając się po ciasnotach pieczary nie widzimy co dzieje się przed i za nami, na odległości 2 metrów. Specyficzny mikroklimat jaskini, na który wpływ mają duża wilgotność, temperatura oraz brak cyrkulacji powietrza powodują, że stagnująca para wodna wymusza poruszanie się niemalże po omacku. Ze względu na panujące warunki atmosferyczne oraz fakt, iż nasza rola w eksploracji Sołdatskiej póki co zakończyła się, na ostatnie chwile wyprawy zmuszeni zostaliśmy do znalezienia sobie innego obiektu zainteresowań, zdecydowanie bliżej obozowych namiotów. Podczas jednego z ?wyjść na stronę? postanowiono nie skazywać napotkanego lejka krasowego na długotrwałą izolację tylko czym prędzej zajrzeć do jego wnętrza. Nasza Mała Dziurka wymagała wyjęcia kilkudziesięciu mniejszych i skruszenia kilku większych kamieni ale jej wygląd i lokalizacja wróżą jej świetlaną przyszłość. Ze względów – jak zwykle ? czasowych udało nam się zajrzeć zaledwie na kilka metrów w głąb, istnienie jednak tak ewidentnego obiektu w tak dobrze przeczesanej okolicy, świadczy o nieograniczonych możliwościach eksploracyjnych Masywu Karabi.
Wyprawa zorganizowana była przez członków Nowego Moskiewskiego Speleoklubu ? Kamandę Cavex, której trzon stanowili Denis Provałov oraz Oleg Klimczuk. W szczycie, na bazie było około 40 osób, Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Czechów oraz nasza piątka:

  • Krzyś Furgał,
  • Mirek Kopertowski,
  • Marek ?Sułtan? Markowski,
  • Łukasz Drozd
  • oraz piszący te słowa Maciek Mieszkowski.