3Ska-ły, czyli historia kilku marnych wspinaczy

Dodał sylwia, 25 października 2009 Kategorie: Wspinanie Brak komentarzy

Każdy wyjazd, nierozerwalnie łączy się z … „jechaniem”. Dziesiątki, setki, tysiące kilometrów. Godziny spędzone w samochodzie. Taka podróż to swoiste oczyszczenie. Wielokilometrowa strefa buforowa, którą stawiam między sobą, a Szarym Życiem.
Paweł ?Szczęście? – maskotka wyjazdu. Równie niezastąpiony jak Stańczyk na dworze Zygmunta Starego. Taki nasz Klubowy Dyl Sowizdrzał. W skitach będę opisywał Pawłowe przypadki. Często nieprawdopodobne, zawsze śmieszne.

Skit # 1

Morfeusz niecierpliwie przyzywa, sypiąc w oczy coraz więcej piasku. Zatrzymujemy się, aby chociaż na chwilę przyjąć pozycję horyzontalną. Po kilku godzinach ruszamy dalej. Okazuje się, że Paweł zgubił klucze od dwóch mieszkań. Wsadził je do śpiwora sądząc, że będą bezpieczniejsze niż w samochodzie. Dwa tygodnie później, nadkładając drogi, wracamy na poszukiwania. A klucze, lekko pordzewiałe, leżakują tam gdzie zostały. Więcej szczęścia niż rozumu….

docieramy do celu:

KANION VERDON (wapień)

Rzeka Verdon przelewając się przez wapienne skały, wyrzeźbiła piękny kanion o długości 21km. Osiadamy w sympatycznej mieścinie La Palud sur Verdon.

Kanion od pierwszego dnia daje nam do zrozumienia, że to nie Sokoliki. Aby dostać się do dróg w rejonie Dalles Grises trzeba najpierw zjechać do połowy ściany kanionu. Problem pojawia się przy konieczności wycofu. Pozostaje wtedy przejście na łatwiejszą drogę (jeśli takowa jest) i wyjście na górę lub zjazd do dna kanionu.

W dwóch zespołach wybieramy się na drogi: Les Dalles Grises 5c ( Misiek&Szczęście) oraz Sucepe 6b+ (Kasia&Conan). Okazuje się, że przejście dróg zajmuje nam więcej czasu niż przewidywaliśmy. Pierwszy zespół, nie mogąc po ciemku odnaleźć drogi, decyduje się czekać na pomoc. Natomiast ja i Kasia kończymy drogę w egipskich ciemnościach. Następnie przystępujemy do akcji ratunkowej. Zjeżdzam do chłopaków z przyrządami do wychodzenia. Wydostają się na górę po linie. Główną przyczyną tej sytuacji, było słabe tempo wspinania. Wynikało to między innymi z zaniżonych wycen dróg. Nasza droga mająca w przewodniku wycenę 6b+, naszym zdaniem to min. 7a. Warto o tym pamiętać.

Po nocnych przygodach, następny dzień spędzamy nad rozlewiskiem rzeki Verdon.

W zespole Kasia&Szczęście&Conan wybieramy kolejny cel – La demande 6a 320m. Na zjazdy do początku drogi schodzi nam blisko 4h! Między innymi przez DEBILI i quasi-wspinaczy. Zrzucanie liny (a przy okazji wszystkiego co lina zgarnie) na głowę to normalna praktyka. Wyprzedzanie się podczas zjazdów aby szybciej zająć kolejne stanowisko. Brak podstawowych zasad bezpieczeństwa. Brak asekuracji podczas zjazdu i jednocześnie brak węzła na końcu liny (sic!) ? tak można scharakteryzować francuskich oraz włoskich wspinaczy. Po kilkukrotnym użyciu, w różnych kombinacjach, magicznego słowa F U C K ? zespół nad nami zaczyna ostrzegać o zrzucanej linie.

Paweł jest dziś w widocznie słabej formie. Dodatkowo dźwiga plecak. Na pokonanie każdego wyciągu potrzebuje blisko godzinę. Mimo to nie ma zamiaru się poddawać.

Droga według przewodnika jest ?obita?. W praktyce są to 2-3 bolty na całym wyciągu. Ciekawym miejscem był komin zajmujący pół wyciągu. Nie było na tym odcinku żadnej asekuracji. No przecież wiadomo, że z kominów się nie wypada.

Urobiliśmy ok. połowy ściany. Podejmuję decyzję o odwrocie.

Jak już wcześniej wspominałem, jedyną sensowną opcją jest zjazd do dna kanionu i spacer do jego ujścia. W zależności w jakim rejonie się wspinamy, spacer ten może trwać nawet 7 godzin. Na szczęście w naszym przypadku będzie to tylko 30minut.

Nasza droga prowadziła łukiem po całej ścianie. Zjazdy kierunkowe, które trzeba wykonać polegają na huśtaniu, dociąganiu, kurwieniu, odpadaniu, kurwieniu ? ogólnie ?świetna zabawa?. Kolejny wyciąg do zaporęczowania. Zjeżdżam. Widzę już stanowisko ok. 10m w prawo?

Pamiętacie film K2? Główni bohaterowie to dwójka przyjaciół ? Taylor i Harold. No i podczas jednej z górskich wyryp, robią widowiskowe wahadło biegnąc po ścianie. No więc ja czując bluesa, również chcę zrobić taki manewr. Zjeżdżam niżej aby być w linii ze stanowiskiem. No i zjechałem? Wiszę w lufcie, do gleby ponad 100m do ściany ponad 2m. Nie mogę dosięgnąć skały, ani zjechać. Pozostaje tylko do góry. Ogrania mnie pusty śmiech. Scena może i jest jak z filmu, ale raczej w reżyserii Terry?ego Jonesa i ekipy?

Więc wiszę i jest ciemno. Patrzę co jest w plecaku. Znalazła się czołówka. Plan jest prosty: przepiąć reverso, w którym wiszę, aby działało jak przyrząd zaciskowy. Jakoś się udało. Za pomocą reverso oraz kawałka kevlara udaje mi się wyjść.

W końcu dotykamy gleby. Jeszcze tylko mały spacer. Na parkingu czekają na nas Agata i Misiek z gorącą herbatą i michą.

Jak się dowiedzieliśmy trochę później od spotkanych francuzów, droga jest przeceniona na coś w okolicach 6b-6c. Poważnym błędem w opisie drogi (po za wyceną 6a) jest informacja, że do startu drogi trzeba zjeżdżać. Jako, że droga ma ponad 300m to łatwiejsze jest podejście od dna kanionu. Z parkingu maksymalnie 30 minut?.

Skit # 2

Gdy się ściemniło to zrobiło się chłodno. Moją bluzę ma Paweł w plecaku. Gdy w końcu dochodzi do stanowiska wita mnie takim tekstem: „Mam dla Ciebie złą wiadomość. Było mi ciężko i wywaliłem Twoją bluzę… Poważnie” Wyrywam mu plecak otwieram i… bluzy nie ma! Leży blisko 200m niżej. W jakiś sposób wypadła mu gdy zapinał plecak…

Odwiedzamy również mało istotne rejony skałkowe w okolicach kanionu.

Po kilku dniach żegnamy La Palud i przenosimy się do St.Raphael i dalej do Agay.

MASYW L’ESTEREL (porfir)

Masyw l’esterel to kilka rejonów wspinaczkowych w okolicach miejscowości Agay. Nasz wybór padł na rejon Cap Dramont – porfirowe klify nad samym morzem. Oprócz wspinania można opalać się, pływać oraz wykonywać różne ewolucje skacząc do wody. Przez te kilka dni naprawdę poczuliśmy co to są „kanikuły”. Wspinanie, wino, słońce, kobiety i morze.

Skit # 3

Przebywając w Agay, znaleźliśmy miejsce do spania w pobliskim lesie. Już pierwszego wieczora okazało się, że mieszka tam lis. Zwierzak nie wyglądał na zmartwionego naszą obecnością. Bezczelnie podchodzi do stołu i liczy na poczęstunek. Gdy nic nie dostaje postanawia przystąpić do ataku. W nocy budzi mnie szelest. Otwieram powoli namiot gotowy na spotkanie z napastnikiem. Mój wzrok krzyżuje się ze spojrzeniem „napastnika”. Nasz znajomy lisek siedzi 2 m od namiotu i gryzie jakąś starą podeszwę. Idę spać. Rano Paweł wstaje ostatni. Sączę poranną kawę przeglądając przewodnik. Nagle ciszę przerywa swojskie „kurwa mać!” oraz „gdzie są moje buty”. Okazało się, że lisek w nocy wszedł do przedsionka i wyciągnął Pawła buty (skórzane). A następnie skonsumował je na miejscu. Do końca wyjazdu Pawełek pocinał w klapeczkach.

Po odpoczynku na morzem, przenosimy sie w góry

DOLINA AOSTY (gnejs)

Dolina ciągnąca się od Point-Saint Martin do Tunelu Mont Blanc oferuje niewyobrażalną ilość wspinania. Rejony skałkowe jak i górskie. Oddalone o 5 minut od parkingu jak i z kilkugodzinnymi podejściami. Zaczynamy od skałkowego rejonu Biellesi. Prowadzi do niego stara rzymska droga.

Kolejnego dnia wraz z Kasią przechodzimy drogę Nulla al Caso 280m 6b w stylu OS. Droga poszła fajnie i bez przygód. Ale? zejście to już inna historia. Podobno schodzi się 30minut. Nam zajęło to 2 godziny. Przedzieraliśmy się przez gęsty las, krzaki jeżyn. Po drodze były prożki do zejścia oraz wejścia. I to wszystko we wspinaczkowych butkach. Wróciliśmy zmęczeni, poranieni przez krzaki i nieźle wkurwieni.

Odwiedzamy również sztuczne jezioro położone na wysokości 2000m.

Włoska kawa to temat jak rzeka. Espresso, machiatto, cappuccino. Ja rozumiem, że każda kawa jest na inną porę dnia. Każda posiada odpowiednie naczynie. Jak mocna to espresso (albo ristretto), a jak z mlekiem to machiatto lub cappuccino (ale tylko do 10.00 rano). Ale czy trudno zrozumieć, że ja ? Polak – potrzebuję dużą, mocną i z mlekiem? Najlepiej w musztardówce, a nie w naparstku? eh?

Inna kwestia, która dała mi do myślenia to włoskie samochody. Muszą być strasznie awaryjne. Wszystkim popsuły się kierunkowskazy? Ja za to mam sprawny klakson, co cały czas pokazywałem. Nie potrafią uszanować innych na drodze asfaltowej, więc nie mogę wymagać aby szanowali na drodze skalnej.

Powoli kończy nam się czas. Wracając zahaczamy o Mediolan.

A później już tylko „jechanie”. Kolejne oczyszczenie. Zebranie sił, bo życie ma gdzieś Kartę Narodów Zjednoczonych i w pełni korzysta z „Lus ad bellum”.

Skit # 4

Wyjazd dobiegł końca. Paweł jest ostatni w kolejce do rozwiezienia po Wrocławiu. Wyciąga swoje graty z samochodu. Nagle przez zgiełk ulicy przebija się trzask pękanej butelki. Oliwa, którą wiózł z Francji, pięknie rozlewa się po chodniku. Plama zapewne zostanie na długo. To dopiero pamiątka.

Conan

Wyjazd odbył się w dniach 07-20.10.2008.
Wspinaliśmy się we Francji (Verdon, Agay)
oraz we Włoszech (Dolina Aosty).

W wyrypie udział wzięli:

  • Kasia Witkowska
  • Agata Zielińska
  • Michał 'Misiek’ Składzień
  • Paweł 'Szczęście’ Tracz
  • Piotr 'Conan’ Sawicki